Forum literackie pisarzy początkujących!

Forum zostało stworzone z myślą dla pisarzy początkujących!

Ogłoszenie

Nabór do grona moderatorów (max 5)

#1 2013-08-12 20:02:10

Lafli

Nowicjusz

Zarejestrowany: 2013-08-05
Posty: 3
Punktów :   

Drugiego dnia zrabowali księżyc

Ich pierwsze spotkanie było prześmieszną plątaniną zakłopotania, nieśmiałości i zbyt wielu decybeli.

   Wyglądała trochę jak samotna, rzeczna kropla rozbierana ze swojej natury w morskiej wodzie. Tonęła wśród pomarańczowych kombinezonów i tysiąc sześć razy umarła zachłyśnięta nowością. Zmiana z rana z nadzwyczajnym przejęciem badała każdy jej ruch. Halo montażowa, paszczo bestii! Czuła się jak wszystkie te księżniczki; subtelne panny gniecione cnotą, wymogami rumieńców, w cieple smoczego oddechu, na ziarenkach grochu (jakże nieznośnych, jakże kanciastych, jakże fatalnych!). Opiekę księcia w niewygodzie sytuacji pełnić musiała Renia, ciocia. To ona kluczyk wsuwała do kłódek i otwierała kolejne drzwi. Gdzieś za futryną utkwiła „cześć”, gdzieś zza futryny w sekundę później dobiegło tłumione hałasem „hej”. Komin warczał, a oni wszyscy patrzyli. Poniosła ich tak finezyjna śmiałość, że nawet w obecności przełożonego podnosili spojrzenia, marszczyli czoła i zadawali pamięci pytanie o osobliwe podobieństwo Nowej do kogoś kogo zapamiętali. Ewa korzystała z kilometrów pamięciowych zakamarków, które ci musieli przebyć, by przypomnieć sobie Romana, jej ojca.

   Trzydzieści cztery stopnie ponad zerem i kilka ironicznych chmurek zawisłych na niebie nakazywało rozwagę w długości spacerów. Musiała zrobić ich tyle, by od wejścia dostać się do mistrzówki, kilka ponad czterdzieści. Czuła, że dystans ten pokonała w sto sześćdziesiąt i dwa dni drżących dłoni. Wciąż krok za Renią.

   Arial czterdzieści osiem, biała kartka A4 i ochronna folia broniąca dostępu do prawdziwie zaszczytnego pokoju. Mistrzówka. Dużo szyb i białe drzwi. Renia zwolniła trochę kroku, by w końcu zatrzymać się zupełnie, do postoju zmuszając również dziewczynę. Myślała. Na pewno. Obie myślały. Każda z nich o zupełnie innych pilnościach. Renia o dwóch kolejnych minutach, Ewa o przebiegu następnego miesiąca i ośmiu dniach obecnego. Wyglądała idiotycznie w swoim dość ładnym dresie (z naprawdę uroczym paskiem niebieskich niteczek na dole nogawek) na tle armii w pomarańczach. Śmielej uniosła głowę i na dwie sekundy odpowiedziała spojrzeniem jakiemuś panu, który ze słuchawkami na głowie wyglądał trochę jak duży, gruby żuk. Później znów wpatrywała się w przypadkową paletę równo ułożonych desek, bo przecież sekunda dłużej byłaby ostatnią w jej życiu. Od zatrzymania się do teraz minęło dokładnie pięć. Odwrócona plecami do mistrzówki nie zauważyła, że ktoś ją opuszcza. Renia uniosła rękę, uniosła brodę, ubrała twarz w ładny uśmiech i przywołującym gestem (z sympatią wylewającą się między palcami) przywołała go. I Ewa odwróciła się. Jakiś mężczyzna. Granatowy sweterek w białe paski. Absurd trzydziestu czterech stopni.

   - Cześć. To właśnie moja chrześnica – a słowa roztrzaskiwały się o drewno.

   Spojrzał na nią i ona na niego, i trwało to tyle co uszczypnięcie skóry, tyle co moment zaśnięcia, tyle co połykanie kęsa smacznej kanapki, tyle co jesienne oderwanie się kropli z chmury. Był wyższy.

   - Seweryn – wyciągnął dłoń, którą uścisnęła instynktownie i natychmiast.

   - Dzień dobry – a gdyby usłyszała wśród tego wiertarkowego, wkrętarkowego i młotkowego wrzasku jego imię, pewnie odpowiedziałaby również swoim. Ten dotyk był ich pierwszą czułością. Praczułość Seweryna i Ewy.

   Seweryn był mistrzem. Prawdopodobnie oprócz tego, że swojej zmiany, również uśmiechu, czaru, tańca, wicemistrzem przygotowywania spaghetti (pierwszy i do ponownego przyjścia Chrystusa pozostanie jej tata), mistrzem słowa, mistrzem wśród mistrzów (oprócz spaghetti). Bycie nim pozwalało na wiele, by jednocześnie krępować dowolność prawie każdego ruchu.

   Wiaderkami wylewano z nieba gorąc i żar, a rozpalone strzały słońca ciskano w każdego. Pomarańczowi z kroplami wysiłku na czole, czubku nosa i brodzie pokonywali siódmą godzinę trudnej walki o pieniążek. Seweryn poszedł, Renia poszła, Ewa została. Pomyślała, że ten warczący komin musi służyć transportowi trocin, które gryzione są i w oplecionych sadzą wagach poddawane nieznośnemu procesowi mlaskania, stąd ten hałas. Romantyczne wytłumaczenie wydało jej się o dwa nieba i trzy schodki lepsze niż to, że z ubitej masy drewnianych wymiocin powstają kosteczki pod palety.

   - Zaraz ktoś tu do ciebie przyjdzie – osoba w niebieskim; szelki jak niebo, nogawki podwinięte do kolan, orli nos i czujne spojrzenie. Na pewno szef albo ten zaborczy smok, porywacz księżniczek. Z powagą kiwnęła głową, usta składając do nigdy niewypowiedzianego „dobrze”.

   „Tablica błędów niedopuszczalnych” w trwającej komplikacji zakłopotania zdawała się o ułamek ciekawsza niż odkrycie elektryczności czy pierwszy lot na Księżyc. Oprócz stolarskiej perfekcji w osądzaniu zboczeń dokonanych na drewnie doszła do wniosku, że bardzo lubi Seweryna, bo się do niej odezwał, bo chyba miał w sobie coś miłego i bardzo chaotyczne spojrzenie, które z przyjemnością zobaczyłaby jeszcze raz. I był wyższy, i w swetrze.

   Mahoń czy dąb? Sosna czy świerk? Buczyna czy akcja? Prawie każde brązowe. Czemu brązowe? Co to za kolor! Dlaczego płotów nie maluje się na truskawkowo albo porzeczkowo? Teak, pinia i biel – oto właśnie definicja odcieni nędznych i dobrych na malowanie drewnianych doniczek pod okienne rośliny, do ustawienia na parapecie najbardziej zapomnianego okna, za najbrudniejszą firaną. Teak w zapomnieniu. Pinia i biel też. Kaleczone kolorem płoty.

   Patrzyła na zegarek i nie zapamiętywała godzin.

   - Pani Białas? – kobiecy głos brzmiał ostentacyjnie oficjalnie.

   - Tak. Dzień dobry – odpowiedziała lekko i bez sentymentu porzuciła tablicę, teaki i pinie w wielkiej nadziei, że żadna beznadzieja losu nie zmusi jej do spoglądania na tak nieboski obrazek znowu.

   Kobieta odpowiedziała grzecznym powitaniem i zaprosiła Ewę do mistrzówki. Nowa weszła zaraz za nią. Dwoma podpisami kartce papieru nadała charakter osobisty. Magazyn oddał strój i słuchawki podobne do tych, które miał Pan Żuk. Była już jak wszyscy i tonęła wolniej niż wcześniej. W pomarańczowym, wodnistym kisielu.

   - Zaraz ktoś po panią przyjdzie. Pani poczeka tutaj. Pewnie majster

   Ironio losu, przeklęta czternasto trzydzieści! Kobieta zniknęła za białymi drzwiami, Ewę zostawiając na pastwę mściwych teaków. Długowłosa zakleszczona w źle zapięty strój roboczy próbowała rozwikłać co to znaczy „majster” i czy będzie to ten pan w niebieskim.

   Szedł Seweryn.

   Miał dwie cynamonowe kropeczki na prawym policzku i brązowe oczy, autorki najbardziej chaotycznego i zajmującego spojrzenia, które miała możliwość zobaczyć. Pochylony zdawał się dźwigać nieustannie jakiś wstrętny, bezlitosny ciężar. Przy łokciach gromadził nadmiar białych pasków. Odwrócił się na krótką chwilę, mówił coś do jakiejś kobiety. Na jego spodnie nie miała śmiałości spoglądać, bo zarys pośladków zdawał się zawstydzający, czarujący, znów peszący i znów przemiły. Gdyby przed sobą miała stoliczek, na jego blacie szklaną tubę z czymś od lat osiemnastu wewnątrz, gdyby on znajdował się w pobliżu, wtedy bez przeszkód i wolna od dziewczęcej nieśmiałości, patrzyłaby na te dwie wypukłości, opuszkami wybijając na szkle pochwalną sonatę. Głupiutka Ewa! Tak bardzo chciała budzić się z myślą o swojej romantyczności, trwać z nią za dnia i zasypiać kołysana tą samą nutą. Jako romantyczka zamierzała myśleć wyłącznie o cenie duszy i robić to do końca życia albo sześćdziesięciu lat, pytając codziennie o jej wartość, by za każdym razem odkrywczo dochodzić do wniosku z dnia poprzedniego – dusza jest bezcenna. Romantyczne myślenie. Bóg rzuca złamanymi szylingami w sposób skrajnie niehojny, więc Diabeł – piekielny bogacz i nieprzyzwoity biznesmen – gromadzi duszek więcej. Kolekcjonerzy!

   - Chodź. Wiesz gdzie są łazienki?

   - Nie – i próbowała jeszcze dodać, że chętnie się dowie, ale ten ruszył obciążony garbem i bez najmniejszego uprzedzenia odbił w prawo, pierwszy wszedł drzwiami i pokazał jej cztery stoliczki z ośmioma ławeczkami.

   - Stołówka – oświadczył cicho, bez emocjonalnie.

   Chciała odpowiedzieć, że rozumie, że w porządku i innymi powszechnie uznawanymi za potwierdzenie słowami, ale wobec tego wszystkiego była bezsilna i gotowa tylko na potakujące kiwanie głową.

   Odseparowana osobnym pomieszczeniem lakiernia wybudowana była na prawo od hal montażowych, dwadzieścia sekund od narzędziowni i dwadzieścia sześć od łazienki.

   - Pan Wiesiu – szef lakierni – zajmie się tobą i wszystko ci wyjaśni, a ja skoczę po kogoś – nim zdążyła zrozumieć majstrowskie słowa – zniknął.

   Wiesław był wąsaczem, Polakiem i wędkarzem. Ilość zmarszczek wskazywała na lata zamknięte w liczbie pięćdziesięciu kilku albo czterdzieści ośmiu i dwóch wiosen żywego śmiechu. Miał sygneciki na małych palcach i tatuaż.

   Później była już tylko pani Zosia. Była folia pęcherzykowa. Była kompromitująca nieumiejętność zajęcia się maszyną do taśmy klejącej o właściwościach typowych taśmie klejącej. Były też dwa wybaczalne błędy o łącznej wartości złotówki i szesnastu groszy (oszacowane przez Ewę). Było stresujące milczenie, które po pięciu godzinach i kilku pojedynczych wyrazach przecięte zostało na dobre sympatyczną rozmową na temat szkoły, obecności i Jakościowca (właściwie kontrola jakości o imieniu Michaś, całkiem chudego, zupełnie niepozornego, małomównego, cicho chodzącego, po studiach prawniczych). Była niewyrobiona norma, brak złości ze strony pani Zosi i teakowy zapach wiszący cały czas w powietrzu. Nie było bólu głowy.

   Minął tydzień podczas którego fascynacja Sewerynem opuściła skorupkę zaintrygowania rosnąc na zatracenie.

Offline

 

#2 2013-08-16 15:57:47

Abbadon512

Piszący opowiadania

Zarejestrowany: 2013-08-10
Posty: 23
Punktów :   

Re: Drugiego dnia zrabowali księżyc

Ciekawe. Zastanawia mnie czy to po prostu zwykły wysoki styl, czy też występuje tu liryzacja prozy? Niektóre fragmenty tak właśnie wyglądają, aczkolwiek ekspertem w tej dziedzinie nie jestem. Dobrze się to czyta, żadnych błędów, w stylu, języku czy ortografów, nie ma (a przynajmniej nie zauważyłem). Super.

Offline

 

Stopka forum

RSS
Powered by PunBB
© Copyright 2002–2008 PunBB
Polityka cookies - Wersja Lo-Fi


Darmowe Forum | Ciekawe Fora | Darmowe Fora
przegrywanie kaset łódzkie agams.net.pl