Forum literackie pisarzy początkujących!

Forum zostało stworzone z myślą dla pisarzy początkujących!

Ogłoszenie

Nabór do grona moderatorów (max 5)

#1 2016-10-20 14:01:04

 pisze2211

Nowicjusz

Zarejestrowany: 2016-07-05
Posty: 4
Punktów :   

inna z moich książek

W dziale książki pisałem, że piszę kilka różnych książek. Tu przesyłam pierwszy rozdział (do tej pory napisałem ich siedem) mojej drugiej książki.
Proszę o komentarze i pomysł na jej tytuł.



Rozdział I
Nowa dziewczyna

    Kim jestem? Jestem nikim. Przynajmniej tak myślałem do czasu, aż równowaga w moim wewnętrznym świecie została zaburzona. Pusty świat w którym żyłem nagle rozszerzył się zmieniając mnie. Więc kim tak naprawdę jestem zdecydujcie sami.
    Sześćdziesiąt  lat temu nasz świat się zmienił. Wtedy to wynaleziono boskie roboty, przynajmniej tak je wtedy nazywano. Obecna nazwa to Titanusy. Były to biomechaniczne roboty kierowane z rdzenia i wrażliwe na fale mózgowe. Zaraz wytłumaczę co to znaczy, lecz najpierw powiem wam jak one wówczas wyglądały. Można by powiedzieć, że dla pilota były jak druga skóra. Pierwsze ich modele były wysokie na dziesięć metrów. Na początku miały one na celu pomaganie przy różnych pracach na przykład budowlanych lub rolniczych. Dlatego większość z nich miała wtedy wymienne dłonie. Można było dzięki temu używać ich w różnych dziedzinach bez konieczności budowania ich na nowo.
    Wracając jednak do wyglądu. Każdy titanus czy to nowy czy stary musiał posiadać rdzeń.  Jest to centrum dowodzenia w którym siedzi pilot. Z początku był on chroniony za specjalną podwójną szybą która wytrzymałaby uderzenie spadającym kamieniem ważącym nawet dwie tony. Znajdował się on w centralnej części robota, który jak powinienem powiedzieć na początku wyglądał trochę jak duży człowiek z plecakiem na plecach. Nogi i ręce można było wydłużać i skracać, dzięki czemu łatwiej można było dostać się do różnych miejsc. Plecak służył do przechowywania płynów potrzebnych do poprawnego działania. W głowie natomiast mieścił się główny superkomputer odpowiedzialny za przekazywanie instrukcji z rdzenia.
Sterować titanusem można było na trzy sposoby. Pierwszym było sterowanie ręczne. Wkładało się ręce i nogi w specjalne przegrody łączące rdzeń i kończyny. Nie wymagało to użycia głowy robota, lecz było trudne do opanowania i nie pozwalało wykonywać części zadań. Było ono raczej używane jako sterowanie awaryjne niż codzienne. Drugim typem sterowania było sterowanie przy pomocy panelu. Było ono łatwiejsze w użyciu i umożliwiało dokładniejsze oraz szybsze poruszanie się robota. Dodatkowo można było za jego pomocą wykonywać dodatkowe funkcje. Specjalny płyn znajdujący się pomiędzy szybami przesyłał sygnały elektryczne do głowy robota gdzie były one przetwarzane i przesyłane do kończyn. Ostatni sposób zmieniał jednak wszystko. Za pomocą specjalnych kabli, które były podłączane do kręgosłupa można było sterować za pomocą myśli. Z czasem ten sposób łączono z drugim sposobem co jeszcze bardziej ułatwiło korzystanie z robota. Twórcy jednak nie  przewidzieli tego jak trzeci sposób zmieni oblicze świata.
Poprzez korzystanie z impulsów nerwowych u młodszych pilotów zauważono nagły wzrost aktywności mózgowej. Spowodowało to odblokowanie u nich specjalnych umiejętności. Niektórzy z nich umieli podnosić przedmioty siłą woli. Inni unosili się w powietrzu. Jeszcze inni mogli widzieć w podczerwieni, słyszeć szepty, albo błyskawicznie się leczyć. Naukowcy stwierdzili, że zdolności te ukryte są w dotąd nieużywanych partiach ludzkiego mózgu. Chcąc wiedzieć ile i jakie umiejętności człowiek może poznać, zaczęto eksperymentować. U pilotów próbowano na siłę zmusić do odblokowania innych umiejętności. Jednak to zakończyło się fiaskiem. Osoby na których eksperymentowano traciły przytomność, pamięć, świadomość otaczającego otoczenia lub oszaleli. Stwierdzono jednak wtedy, że każdy człowiek rodzi się z pewną granicą ilości umiejętności. Zauważono też, że osoby powyżej 25 lat, które nie umiały ich używać, zaczynały tracić możliwość nauczenia się ich. Większość osób mogło korzystać z co najwyżej jednej mocy, zdarzały się jednak przypadki kiedy u jednej z osób przebudziło się więcej umiejętności. Pojawili się też tak zwani mieszańcy i połmieszańcy, czyli osoby które mogły łączyć umiejętności tworząc zupełnie inną. Mieszańcy mogli używać podstawowe umiejętności jak i łączonych, natomiast pół mieszańcy mogli korzystać tylko z łączonych. Mimo badania umiejętności nie wszystkie dało się rozsądnie wytłumaczyć. Dla przykładu były osoby, które stojąc w danym miejscu mogły zobaczyć, a czasami usłyszeć co działo się w danym pomieszczeniu wiele godzin, a nawet lat wcześniej. Istniały też osoby, które mogły stworzyć ogień który nie wymagał żadnego materiału palnego.
Wkrótce po tym odkryciu Titanusami zainteresowało się wojsko. Postanowili stworzyć wersje do działań militarnych, która współgrałaby z indywidualnymi umiejętnościami pilotów. Titanus alfa, tak nazwali ten projekt, miał za zadanie stworzyć robota z niedużą siłą militarną, ale z jak największym wykorzystaniem potencjału ludzkiego mózgu. Do sprawdzenia jak Titanusy  i ludzki mózg są zgrane, wykorzystano tak zwany współczynnik  kompatybilności. Już po pierwszych testach okazało się, że nie każda osoba jest w stanie pilotować wojskowy model Titanusa. Piloci u których współczynnik kompatybilności był mniejszy niż dziesięć procent, mieli poważne problemy z pilotażem, a w ich mózgach pojawiały się guzy zagrażające ich życiu. Istniały też osoby u których zaobserwowano nawet  sto procent współczynnika kompatybilności. Mogli oni dużo efektywniej korzystać z robotów, tak jakby były one częścią ich ciała.
Model alfa nie zwiększał jednak za bardzo umiejętności pilotów, a w dodatku siła militarna nie była za duża. Postanowiono zbudować lepszy model ze zwiększoną siłą militarną, który jednocześnie nieznacznie zwiększa umiejętności. Zlecono ten projekt niezależnym firmom. Zakazano je jednak testować osobom który współczynnik był mniejszy niż dziesięć procent. Okazało się wówczas, że wszyscy piloci którzy w modelu alfa mieli mniej niż sto procent, nie byli wstanie kierować drugiego modelu. Wśród pozostałych wszyscy mogli obsługiwać go, ale w różnym stopniu. Część z nich osiągnęła poziom stu procent. Przy trzeciej i następnych wersjach sytuacja była podobna. Jednak każda z nich była lepsza od poprzedniej. Zaczęto wówczas klasyfikować pilotów pod względem najlepszej wersji której mogli używać.
Trzydzieści lat po wynalezieniu titanusów świat ponownie uległ wielkiej przemianie. Zaczęła się wtedy wojna z nieznanym dotąd światu przeciwnikiem. Mimo wielu teorii nikt tak naprawdę nie wie z kim doszło do wojny. Dwudziestego kwietnia w większości światowych stolic pojawiły się niewiadomej konstrukcji roboty. Niebyły to jednak titanusy.  Mimo wyglądu jak człowiek ich części były bardziej opływowe. W dodatku ich części ciała nie były połączone. Roboty te miały rożne wielkości. Od trzymetrowych do trzydziestometrowych. W przeciwieństwie do titanusów, które unosiły się w powietrzu dzięki silniczkom odrzutowym lub umiejętności latania pilotów, roboty wroga latały swobodnie. Ich srebrno kolorowe pancerze były wykonane z niezwykle wytrzymałego nieznanego dotąd materiału. Z niemal wszystkich części ciała wystrzeliwały lasery. Natomiast z głowy z miejsca gdzie powinny być usta, raz na jakich czas wystrzeliwało potężne działo, które z większych modeli mogło nawet zniszczyć dwie dzielnice, a z mniejszych wieżowiec lub mniejsze budynki.  Już w pierwszych dniach wojny widać było znaczącą przewagę najeźdźcy. Wyprodukowane dotąd trzy modele titanusów, radziły sobie z mniejszymi robotami, ale większe stanowiły dla nich granice nie do pokonania. Na dodatek wróg wygrywał liczebnością. W sekretnych bazach zaczęto budować coraz lepsze modele titanusów. Po zaciętych walkach trwających dziesięć lat, udało się pokonać wroga. Udało to się głównie dzięki wkładowi dziesięciu osób, które kierowały szóstym modelem. Nie było jednak wśród nich żadnej osoby która osiągnęła sto procent.
    Pomimo pokonania agresora, nie oznaczało to końca wojny. Nikt nie wiedział skąd wziął się wróg, ani nawet celu jego ataku. Na dodatek raz na jakiś czas znikąd pojawiały się kolejne roboty wroga. Cały świat musiał być gotowy na każdy atak. W wielu miejscach na świecie zbudowano szkoły mające na celu przygotowywać nowych pilotów do walki. Dzięki postępowi technologicznemu, każda osoba niezależnie od języka którym się posługiwała, mogła chodzić do tej szkoły bez trudności w porozumiewaniu się. Oprócz nauki walczenia titanusami, uczono tam korzystania z umiejętności i konstrukcji titanusów. Dzięki temu piloci mogli pomóc naukowcom rozwinąć każdy model titanusów. W tych szkołach mogły się jednak uczyć tylko osoby które uzyskały sto procent kompatybilności z modelem alfa.
Wracając jednak do teraźniejszości.  Jestem czternastoletnim uczniem pierwszego roku akademii titanusów imienia trzeciego generała Magnusa Mayersa. Był on jednym z wcześniej wspomnianych pilotów szóstego modelu. Do mojej klasy chodzi bohater, ale nie jestem nim ja. Jest on średniego wzrostu blondynem. Ja natomiast jestem brunetem. Jego wszyscy podziwiają, mnie praktycznie nie zauważają. Jestem niczym duch, zresztą Duch to moje nazwisko. A on nazywa się Michael Brown i jest synem generała Richarda Brown’a, który też należy do sławnych pilotów szóstego modelu.  Moi rodzice natomiast nie mieszkają ze mną. Przez prace ciągle podróżują, więc widzę ich tylko kilka razy w roku. Nawet dokładnie nie wiem co oni robią, ale co miesiąc przysyłają mi pieniądze na utrzymanie. Oprócz nich mam młodszą siostrę, która z nimi żyje. Jak już mówiłem w klasie rozmawia ze mną tylko nauczyciel, natomiast z Michaelem rozmawiają prawie wszyscy, w końcu jest bohaterem, który w titanusie piątej generacji trzykrotnie walczył i wygrywał z nieznanymi. Tak właśnie on niedawna nazywa się najeźdźców. Podobno pierwszy raz walczył z nimi kiedy zaatakowali jego letnią wille. Wtedy wsiadł on w starego titanusa ojca i później razem z nim walczył z, aż trzema piętnastometrowymi robotami. W dodatku jest on w stanie posługiwać się trzema rzadkimi umiejętnościami takimi jak latanie, telekineza oraz przyśpieszona regeneracja komórek.
Nasza szkoła mieści się na sztucznej wyspie na morzu Śródziemnym. Dojazd do niego jest przez most zwodzony. Niedaleko znajduje się miasto. Budynek szkoły jest jednym z większych budynków w tym rejonie. Oprócz części szkolnej znajdują się w nim akademiki, z których korzysta większość uczniów. Na terenie szkoły znajduje się nawet lotnisko dla helikopterów, bo większość bogatych osób mieszka po za granicami szkolnej wyspy. Ja sam mieszkam w znajdującym się nieopodal mieście i dojeżdżam specjalnym opancerzonym autobusem. Wszystko jest po to by zapewnić przyszłym pilotom lub inżynierom należytą ochronę. Dodatkowo każdy uczeń zobowiązany jest do noszenia na terenie wyspy specjalnych opasek zakłócających umiejętności. Do zdjęcia ich potrzeba wpisać jeden z dwóch specjalnych kodów. Pierwszy zadziała tylko za zgodą nauczyciela, a drugi jest na sytuacje awaryjne. Trzeba się jednak po tym tłumaczyć. Kończąc jednak opisy szkoły przejdźmy do wydarzeń, czyli do dnia od kiedy pierwszy raz zostałem zauważany.
Ten dzień rozpoczął się zwyczajnie.  Jak zwykle po przyjeździe autobusu do szkoły poszedłem do klasy.  Przyjeżdża on na miejsce zawsze pół godziny przed zajęciami więc miałem trochę czasu dla siebie.  Jak co dzień nastawiałem uszy, żeby posłuchać co mówią inni w klasie, udając przy tym, że jestem z nimi.
– Byłem przed chwilą przy tablicy ogłoszeń – mówił sapiąc Mark Pierce, brunet w okularach, który jest drugi zaraz po mnie w mechanice. – W przyszłym tygodniu ma się odbyć  test ilości umiejętności.
    Test ilości umiejętności polega na tym, że specjalna maszyna sprawdza maksymalną ilość umiejętności jaką może posiadać dana osoba. Po za tym lekko oddziałuje na rejony mózgu w którym ukryte są dane umiejętności. Nikt jednak nie wie kto wynalazł te maszynę.
– Pewnie będę mieć najlepszy wynik – odpowiedział lekceważąco Michael. – W końcu posiadam aktualnie, aż trzy umiejętności.
– Na pewno ci się to uda. Może nawet przewyższysz z ich ilością przewodniczącą – powiedziała Michele Colins, niska brunetka o wysokim czole, prezes fanklubu Michaela.
– Nie może, ale na pewno ją przebije, w końcu jestem synem generała. – powiedział z uśmiechem Michael.
    Przewodniczącą samorządu uczniowskiego jest Isabella Smith. Jest ona pół włoszką pół amerykanką. Jako jedyny uczeń w całej szkole może kierować szósty model titanusa. Mówi się też, że zna około ośmiu umiejętności. Od czasu wielkiej wojny pojawiło się tylko sześciu pilotów szóstego modelu, z czego troje jest jeszcze uczniami.
    Po usłyszeniu wiadomości o teście, wszyscy w klasie zaczęli rozmawiać o ich prawdopodobnych umiejętnościach i o tym ile ich będą mieli. Trwało tak do czasu, aż do klasy przewodniczący klasy Samuel Shmith. Przychodzi on jak zawsze ostatni do klasy, bo ciągle miał jakieś sprawy do załatwienia. Był też on klasowych królem plotek. Robił to może dlatego, że był on niższy od większości dziewczyn w klasie, a razem z jego blond włosami przypominał on dziewczynę.
– D… Dź… dziś – mówił zdyszany, jednak wszyscy słuchali go z uwagą. – Dziś do na.. naszej klasy, ma dojść nowa ucze… nnica. – złapał na chwile oddech i mówił spokojnie dalej. – Podobno przeniosła się do nas z piętnastego okręgu.
    Hałas w klasie przekroczył dopuszczalne normy tak, że nie można było odróżnić kto co mówi.
– Piętnasty okręg! Przecież tam jest szkoła tylko dla dziewczyn.
– Słyszałem, że każda z tamtejszych uczennic jest niezwykle piękna. Może być nawet ładniejsza od przewodniczącej.
– Podobno każda z uczennic należy tam do KSPT ( kobiece stowarzyszenie  pilotów Titanusów). Mieści się tam też ich siedziba główna.
– Tak wiem o tym. U nas też mają członków. Mam tylko cichą nadzieję, że ta nowa nie będzie chciała się do nich przyłączyć.
– Ciekawe po co i jak się przenosi. Myślałem, że jeśli jakaś dziewczyna tam się zapisze to nie da się wypisać.
– Może ona ma jakieś wpływy, że z zdołała się  stamtąd wyrwać.
– A może ona woli szkołę z facetami, jeśli tak to jestem do jej usług. Ha ha ha…
– Cisza!! – krzyknął nauczyciel który właśnie wszedł do klasy i zapanował spokój.
    Pierwszą lekcją zawsze była lekcja wychowawcza trwająca przez godzinę. Naszym wychowawcą był pan Whitman, czterdziestoletni łysiejący mężczyzna zawsze chodzący w dresie. Był on na swój nietypowy sposób straszny. Dlatego nikt nie chciał z nim zadzierać. Każdy bał się jego wzroku jak u seryjnego mordercy. Straszniejszym od niego był tylko, wspomniany wcześniej, dyrektor Magnus Mayers.
– Jak wchodzę to ma panować bezwzględna cisza- kontynuował twardym głosem wychowawca. –Więc… jak pewnie część z was słyszała, sądząc po hałasie jaki spowodowaliście, że dziś do klasy dołączy nowa osoba. Przeniosła się do nas ze szkoły z piętnastego okręgu. Jak zapewne wiecie to jest elitarna szkoła dla dziewczyn. Zaraz ją wprowadzę, jeśli jednak usłyszę jakiekolwiek komentarze, to osoby, które będą gadać, polecą na dywanik do dyrektora. Zrozumiano!
    Wszyscy w kasie równo kiwnęli głową. Nauczyciel podszedł do drzwi, otworzył je i zaprosił stojącą na zewnątrz osobę. Każda osoba w klasie wstała by godnie ją przywitać, choć tak naprawdę chcieli ją lepiej ujrzeć. Dziewczyna, która weszła była nieziemsko piękna. Długie, proste kruczoczarne włosy opadały jej ponad łokcie. W jej jasnobłękitnych oczach chciało się utonąć. Jej mleczna skóra, szczupła sylwetka oraz duże falujące piersi podkreślała tylko jej piękno. Nosiła biało- zielony damski mundurek naszej szkoły. Drugi kolor zawsze oznacza titanusa jakim może kierować. Zielony oznacza, że uczeń maksymalnie kierował titanusem pierwszej klasy, niebieski - drugim, żółty - trzecim, fioletowy - czwartym, czerwony - piątym, a czarny szóstym.
– Przedstaw się i powiedz coś o sobie –powiedział nauczyciel.
– Miło mi was poznać. Nazywam się Elizabeth Knight. – powiedziała słodkim głosem. –  Pochodzę z  piętnastego okręgu. Przeniosłam się tu ponieważ madame Shirley przepowiedziała mi, że poznam tu mojego przyszłego męża.
– Co?!!! – krzyknęli wszyscy razem z nauczycielem. Dziewczyna zareagowała na to szerokim uśmiechem.
    Nauczyciel nawet na to nie zareagował. Był równie zdumiony jak reszta klasy. Madame Shirley tak naprawdę nazywa się Anne Bjorg i jest jedną z pilotów szóstego modelu. Jest również znana z nietypowej umiejętności nazwanej analityczny głos przyszłości. Słyszy ona głos mówiący  o niedalekiej przyszłości . Nie słyszy ona jednak żadnych dźwięków pochodzących z tamtych czasów. Umiejętność ta pozwala jej czasami przewidzieć nadchodzące ataki. Nie działa ona jednak na zawołanie i bardzo rzadko podaje dokładne szczegóły. Czasami daje wskazówki, co trzeba zrobić aby przepowiednia się spełniła oraz konsekwencje ich niespełnienia. Jej umiejętność została potwierdzona naukowo, ale nie została ona dokładnie wyjaśniona.
    Dziewczyna spokojnym krokiem ruszyła przez sale. Wszyscy z wyjątkiem mnie patrzyli jak przechodziła koło nich. Usiadła ona przy ostatnim wolnym pulpicie, tuż obok mnie. Nauczyciel głośno zakaszlał i cała klasa zwróciła się ku niemu. Nieraz jednak po kryjomu, zerkali na nią ze zdziwieniem, a ona na to odpowiadała uśmiechem.
    Nauczyciel w spokoju sprawdził listę obecności, by potem, jak zwykle, mówić o sprawach obecnych, zarówno szkolnych jak i światowych. Większość uczniów słuchało, choć zdarzało się usłyszeć niejedno głośne westchnienie lub ziewnięcie. Następną lekcja trwa cztery godziny. Polega ona na samodzielnym uczeniu się. Wokół każdej osoby ustawiana jest bariera dźwiękoszczelna i uruchamia się panel.  W ciągu całego czasu trzeba zaliczyć co najmniej pięć testów z materiałem, mając do wyboru dziesięć różnych przedmiotów. Można było wielokrotnie wybierać dany przedmiot z kolejnymi po sobie różnymi zagadnieniami. Jeśli minimum zaliczyło się przed czasem można było wcześniej wyjść na przerwę obiadową. Gdyby komuś się to jednak nieudało to w weekend musiałby przyjść na zajęcia dodatkowe. Większość osób kończyła jednak w mniej niż dwie godziny. Niektórzy, w tym ja, zostawali do końca robiąc więcej niż to wymagano. Jeśli cały dostępny materiał na ten przedmiot został w pełni zrobiony to takie osoby nie musiały by chodzić na ten przedmiot.
    Prawie wszyscy uczniowie skończyli po dwóch godzinach. Jedną z pierwszych osób, które wyszły była nowa uczennica, a za nią większość osób, która normalnie siedziała do końca rozwiązując więcej niż potrzeba. Tylko ja przesiedziałem całe cztery godziny.  Potem poszedłem w kierunku stołówki. W szkole są trzy różne stołówki. W zależności od jakiego modelu titanusa prowadzisz to masz prawo jeść w lepszej stołówce. Nauczyciele mogą natomiast jeść wszędzie. Kiedy wszedłem było prawie pusto. Większość z uczniów albo zjadła albo jadła w akademikach lub na dworze.
    Wziąłem jedzenie, poszedłem do wolnego stolika i zacząłem jeść. Wtedy do sali weszła nowa uczennica. Zdziwiłem się tym, że była sama. Normalnie każdej nowo przeniesionej osobie, a zwłaszcza ładnej dziewczynie, towarzyszy grupka osób zadręczając ją pytaniami.  Ona zaś była całkiem sama. Wzięła swój obiad i zaczęła rozglądać się po sali. Kiedy jej wzrok padł na mnie uśmiechnęła się.  Bardzo mnie to zdziwiło, ale bardziej byłem zaskoczony tym, że zmierzała ona w moim kierunku, a potem usiadła przy moim stoliku. W momencie kiedy nasze oczy się spotkały nie wiedziałem już co mam robić. Zawstydzony zarumieniłem się i spuściłem wzrok. Ona jednak wciąż na mnie patrzała i po chwil zaczęła rozmowę.
– Cześć. Jestem Elizabeth, ale możesz mówić mi Eliz, Liz, albo Beth – zaczęła, a ja siedziałem w ciszy i wpatrując się w talerz. – Jesteśmy w tej samej klasie, co nie. Pamiętam cię bo siedzisz obok mnie. Wyglądasz mi na miłego chłopaka, mam nadzieje, że się zaprzyjaźnimy.
    Na chwile zamilkła i wpatrywała się we mnie. Miałem wrażenie, że chce by jej odpowiedzieć. Ja jednak nie wiedziałem jak z nią rozmawiać. Zresztą każdy odludek by się tak czuł. Podchodzi do ciebie dziewczyna piękna jak anioł, zaczyna z tobą rozmawiać i chce się zaprzyjaźnić. Wpatrywałem się tylko w jedzenie czekając na jej ruch, który w końcu nastąpił.
– Widzę, że jesteś jednym z tych tajemniczych milczących tajnych agentów – powiedziała z uśmiechem, próbując mnie rozweselić. – Jeśli nie chcesz mówić to ja będę gadać. Jak zechcesz to coś powiedz.
    Przytaknąłem głową, ale tylko po to żeby nie wyjść na niegrzeczną osobę. Ona za to ponownie się uśmiechnęła, jak gdyby nigdy nic. Wstrząsnęła włosami i przybliżyła głowę do ławki tak, że chcąc nie chcąc musiałem na krótką chwilę na nią spojrzeć. Nasze oczy spotkały się ponownie i na krótką chwilę serce zaczęło mi walić jak oszalałe. Ja, osoba, która na wszystko reagowała ze stoickim spokojem, chciałem zatrzymać tę chwilę. Zdarzyło mi się to po raz pierwszy w życiu. Tak się zmieszałem, że rumieniec znowu wyskoczył mi na policzkach. Ona się głośno roześmiała i ponownie zaczęła mówić.
– Wiesz, jesteś na swój sposób uroczy. Nie to co tamci. Rozmawiałam już z wszystkimi z klasy oprócz ciebie.  A, po raz pierwszy nie wiem jak się zachować. Madame Shirley, ta o której wspominałam, kazała mi porozmawiać ze wszystkimi w klasie, jednak gdy jestem z tobą… No wiesz… Po raz pierwszy mam problem jak zmusić kogoś by się do mnie odezwał. To trochę irytujące, a zarazem ciekawe doświadczenie.
    Zaczęła bawić się włosami. Zdawało się, że ta rozmowa ją bawi. Po chwili zdałem sobie sprawę, że to co ona robi można by spokojnie nazwać flirtem. Jej zachowanie tak bardzo mnie zaintrygowało, że nie zauważyłem trzech nadchodzących dziewczyn, w tym jedna z naszej klasy, które należały do KSPT. Dało się to rozpoznać po naszywkach na ubraniach. Wszystkie trzy spojrzały na mnie pogardliwie, a ta z nich w biało- czerwonym mundurku przemówiła do nowej dziewczyny.
– Wiesz ile czasu cię szukaliśmy! – zaczęła wysokim tonem. ¬– To, że do nas kiedyś należałaś, nie znaczy jednak, że możesz nas wykorzystywać do odpędzania swoich fanów.
– Przepraszam – odpowiedziała łagodnie Beth kłaniając się na chwilę. – Przecież wiesz, że muszę porozmawiać z każdym z klasy. A z niektórymi nie da się rozmawiać, kiedy wszyscy wokół chcą coś od ciebie. Zresztą sama wiesz przewodnicząca Kate.
    Po tych słowach Beth uśmiechnęła się. Kate, a właściwie Katherine Borduox, która dowodzi szkolnym KSPT, zacisnęła zęby i uderzyła pięścią w stół tak mocno, że kilka osób siedzących jeszcze w stołówce spojrzało się na nią.
– Uważasz, że to zabawne – odpowiedziała gniewnym tonem. –Powinnam cię teraz spoliczkować za twoje zachowanie, ale tego nie zrobię. – wyprostowała się i zaczęła mówić spokojnie. – Pamiętaj jednak, że to, że zmieniłaś szkołę z powodu przepowiedni naszej ukochanej Madame Shirley dla mnie nic nie znaczy.
– Wiem, wiem… Dla mnie też to nie ma wielkiego znaczenia. – po raz kolejny się uśmiechnęła. – Ja na razie chcę wypełnić jej słowa i porozmawiać ze wszystkimi w mojej klasie. Ten chłopak – wskazała na mnie. – Jest ostatnią osobą z mojej klasy z którą nie rozmawiałam. Choć nie ważne co do niego mówię to i tak nie chcę się do mnie odezwać. Może ty coś wiesz Sun.
    Powiedziała to do Azjatki z naszej klasy. Ta chwilę się zastanawiała potem zaczęła intensywnie patrzeć na moją twarz jakby próbowała sobie mnie przypomnieć.
– Czy on, rzeczywiście jest z naszej klasy, bo go nie pamiętam. – w końcu powiedziała.
– Tak on jest z naszej klasy – odrzekła Beth. – Z resztą siedzi obok mnie.
– Naprawdę?!  Ja go sobie nie przypominam. Czy ty naprawdę jesteś z naszej klasy? – Spytała mnie, a ja kiwnąłem potwierdzająco. – Naprawdę? Może byłeś chory bo ja cię naprawdę nie pamiętam.
    Ja kiwnąłem zaprzeczająco. W tym samym czasie do sali weszło kilkoro z uczniów z naszej klasy. Od razu zauważyli oni nową uczennicę. Ta od razu wstała, wzięła swoją tacę i odchodząc z koleżankami mrugnęła do mnie mówiąc:
– Następnym razem zmuszę cię, żebyś się do mnie odezwał. Pamiętaj!
    Po tych słowach straciłem ją ze wzroku. Pierwszy raz od dwóch miesięcy, czyli odkąd zacząłem chodzić do tej szkoły jakaś dziewczyna sama do mnie podeszła chcąc ze mną rozmawiać. Na dodatek flirtowała ze mną oraz mówiła, że jeszcze ze mną porozmawia. Tak się tym przejąłem, że omal bym się nie spóźnił na kolejne zajęcia.
    Poranne zajęcia były takie same dla wszystkich lat. Natomiast popołudnie zależało od kilu aspektów. Zależało to od roku na którym się było, od dnia tygodnia oraz od poziomu wszystkich uczniów z klasy. Zawsze jednak w poniedziałki pierwsze klasy miały treningi przy pomocy titanusów. Korzystano na nich z titanusów alfa, do czasu, aż każdy z uczniów miał poziom drugi. One i wyższe modele były konstruowane przez niezależne firmy które przyjeżdżały na specjalne targi na których każdy niezdeklarowany uczeń miał wybrać swojego sponsora. Firmy jednak miała swoje wymagania i limity, tak więc nie każdy mógł pilotować model znanych firm.
    Nasza klasa na razie korzystała z modeli alfa. Nawet klasowy bohater mimo, że posiada on lepszy model to na tych zajęciach musi korzystać ze szkolnego. Zajęcia te zazwyczaj odbywały się na świeżym powietrzu na specjalnych do tego przedmiotu arenach wielkości dużego stadionu piłkarskiego. Kiedy przyszedł nauczyciel wszyscy już byli rozgrzani i czekali na znak by zasiąść do sterów.  Zajęcia prowadził najstarszy nauczyciel w szkole pan Snow. Nosił on rzucający się w oczy tupecik i duże okulary. Niektórzy śmiali się z niego mówiąc, że on był pierwszym pilotem titanusów w historii. Zdarzało mu się nawet dziwnie mówić do uczniów. Mimo tego na zajęciach dość żwawo poruszał swoją maszyną. Od razu spostrzegł on nową uczennicę.
– Pani chyba nie chodzi do tej klasy? – zaskrzeczał.
– Właśnie się tu przeniosłam. Nazywam się Elizabeth Kn…
– A chyba już wiem – przerwał nauczyciel. – Panienko Elizabeth nie znam panią, ale słyszałem, że ktoś się tu przeniósł. Witam panią. Skoro jest panna nowa to może rozpocznie panienka zajęcia i pokaże dzisiaj w walce co umie.
– Dobrze. A z kim mam walczyć?
– To niech już sobie panienka wybierze przeciwnika.
    Zapanował chaos. Prawie każdy chciał spróbować walki z nową uczennicą. Ona jednak nie zwracała na to uwagi. Rozejrzała się po uczniach i po chwili wskazała na mnie.
– Aahh… Panicz Duch. – powiedział smętnym głosem nauczyciel. – No dobrze skoro taka jest pani decyzja to proszę zająć miejsca.
    Oboje wsiedliśmy do pojazdów. Ja nie odezwałem się na to ani słowem. Widziałem jednak wśród kolegów z klasy zazdrosne miny. Część z nich zaczęła się zastanawiać kim ja jestem. Do tej pory na zajęciach byłem w parze tylko z nauczycielem. Teraz jednak miałem być w parze z innym uczniem, w dodatku z dziewczyną, która dopiero co się przeniosła. Pomimo, że byłem dość dobry w sterowaniu titanusem, zacząłem się peszyć. W głowie zaczęły mi się mylić różne sekwencje sterowań.
– Będziecie walczyć pięć minut – powiedział nauczyciel i dał znak do startu.
– Kiedy z tobą wygram to zmuszę cię byś ze mną porozmawiał. – powiedziała z pasją Beth.
    Sparing się zaczął. Pierwszy cios zadała ona. Jej prawy sierpowy został przeze mnie zablokowany. Walki w modelach alfa głównie odbywały się na pięści, pomimo tego, że miały one wbudowane karabiny. Dlatego wygrywał ten, kto lepiej i dokładniej steruje robotem. Przed jej drugim atakiem zrobiłem unik. Widać było, że ona ma doświadczenie w takich walkach. Kiedy zaatakowała prawą ręką po raz trzeci, uchyliłem się i złapałem ją za rękę. Próbowała się wyrwać, ja nie ustępowałem. Drugą ręka uderzyła w mnie głowę. Lekko mną zatrzęsło, ale ciągle ją trzymałem. Zanim zdążyła zareagować złapałem drugą rękę. Ona widząc co się dzieje z całej siły próbowała się zmusić mnie do puszczenia którejś z rąk. Ja nie odpuszczałem. Próbowałem ją do siebie przyciągnąć wtedy ona zrobiła coś czego się nie spodziewałem. Skoczyła na mnie, potem oparła nogi o mój kokpit i z całej siły się od niego odbiła robiąc fikołka oraz uwalniając w ten sposób swoje ręce.
    Wszyscy w klasie byli zachwyceni. Taki manewr nie jest łatwy do wykonania, w szczególności dla początkującego. Dlatego po jego wykonaniu doszło do burzy oklasków.
- Nieźle walczysz. – powiedziała Beth. – Nie dam ci jednak wygrać.
- Dwie minuty do końca – powiedział nauczyciel.
    Słysząc to postanowiłem postawić wszystko na jedną kartę. Znałem dobrze budowę modelu alfa razem z jego słabymi punktami i postanowiłem to wykorzystać. Tym razem to ja zaatakowałem. Rzuciłem się na nią z całym impetem. Ona zaczęła się cofać. Wtedy ponownie złapałem ją za prawą rękę. Ona jednak była na to przygotowana. Zrobiła zamach lewą nogą co zmusiło mnie do zwolnienia uścisku i odsunięcia się od niej. Bez chwili zawahania zaatakowała mnie ponownie. Uniknąłem ciosu jednocześnie ponownie łapiąc ją za ramię. Szybkim krokiem zaszedłem ją od tyłu zmuszając ją do pochylenia się. Zwykłemu człowiekowi taki manewr zadał by ból, ale w przypadku robotów to nie miało znaczenia. Próbując się wyrwać obróciła ona drugą rękę o sto osiemdziesiąt stopni i chciała mi zadać uderzenia. Wtedy ja zrobiłem coś co chciałem zrobić od początku starcia. Wyrwałem jeden z kabli zasilających robota wyłączając go. Widząc to nauczyciel stwierdził, że zwyciężyłem.
    Rozejrzałem się dookoła siebie. Widziałem nienawistne spojrzenia kolegów z klasy. Gdybym przegrał to pewnie nie zwracaliby na mnie uwagi. Teraz jednak byłem w ich oczach wrogiem publicznym numer jeden. Te spojrzenia jednak były niczym wobec tego co się stało później.
    Ponownie podłączyłem zasilanie do titanusa Beth i razem z nią zeszliśmy z miejsca walki. Ja wysiadłem pierwszy i stanąłem pod jej robotem. Wtedy do tego doszło. Wychodząc dziewczyna potknęła się i zaczęła spadać. Chciałem ją złapać lecz ona przygniotła mnie. Nasze usta złączyły się w pocałunku, a moje ręce powędrowały na jej pierś i udo. Pomimo, że ta sytuacja trwała tylko chwilę, wiedziałem, że wieść o niej szybko rozejdzie się po szkole.
    Dziewczyna przez chwile patrzała na mnie nie wiedząc co się dzieje. Kiedy zrozumiała sytuacje szybko się ode mnie odepchnęła, a potem mnie spoliczkowała. Słychać było mocne chlast. Potem ona obróciła się i położyła się obok mnie. Ja podniosłem głowę i w tym momencie zauważyłem ranę na jej kostce. Ona po chwili też to poczuła i się za nią złapała. Bez problemu wstałem patrząc jak zwija się z bólu.
- Duch zabierz ją do pielęgniarki niech zobaczy tę kostkę – powiedział nauczyciel.
    Wszyscy naokoło byli oburzeni. Najpierw z nią walczyłem i wygrałem, potem ona na mnie spadła i mnie pocałowała, a teraz miałem się nią jeszcze zaopiekować. Kilka osób w klasie, w tym dziewczyna z KSPT zaczęło protestować. Nauczyciel szybko ich uciszył, a mnie kazał się pośpieszyć. Wziąłem więc dziewczynę na barana. Ona nic jednak nie mówiła tylko zaciskała zęby z bólu. Nie zważając na zazdrosne spojrzenia, opuściłem stadion i skierowałem się w stronę głównego budynku. Po drodze widziałem, kilku uczniów z innych klas. Patrząc na nas zaczęli szeptać między sobą. Mnie to jednak nie interesowało. Teraz zależało mi jedynie na dotarciu do celu. Nie byłem wysportowany więc noszenie dziewczyny na plecach przez długi czas było dla mnie nie lada wyzwaniem. Nie chciałem jednak wyjść na mięczaka więc pomimo zmęczenia dalej szedłem. Po drodze myślałem jak ona musi cierpieć, dlatego się nie poddawałem.
    Po kilku minutach nareszcie dotarłem do celu. Powoli otworzyłem drzwi i wszedłem. Kiedy pielęgniarka nas zobaczyła od razu kazała mi położyć dziewczynę na łóżku i spytała co się stało. Po mojej krótkiej historii, nakazała mi odpocząć, a sama zajęła się pacjentką. Okazało się, że dziewczyna zwichnęła kostkę, a z powodu upadku z wysokości ból był większy niż normalny. Po nastawieniu otrzymała ona tabletkę przeciwbólową i szybko zasnęła. Następnym do badania byłem ja. Pomimo, że nic mnie nie bolało pielęgniarka chciała się upewnić czy nic mi nie jest. Okazało się, że miałem tylko małe zadrapanie. Kazała mi jednak zostać i poleżeć chwilę, aż dziewczyna się nie obudzi.
    Leżałem tak patrząc na jej śpiącą twarz i rozmyślając o tym co się wydarzyło. Wiedziałem, że od teraz nie będę miał spokoju w szkole. Jednak w tym momencie nie interesowało mnie to. Miałem tego dnia swój pierwszy pocałunek i to z piękną dziewczyną na której twarz patrzałem. Musiałem się porządnie za rumienić bo, kiedy pielęgniarka na mnie spojrzała uśmiechnęła się. Dla mnie nawet to nie miało znaczenia. Słodki uśmiech śpiącej Beth sprawiał, że wszystko wokół zaczęło dla mnie blaknąć. Pomyślałem wtedy „ czy się w niej nie zakochałem”. Po chwili jednak zrozumiałem, że to musi być naturalna reakcja po moim pierwszym pocałunku. Uznałem, że odrzucę te uczucia, które były dla mnie chwilowym zauroczeniem.
    Godzinę później dziewczyna obudziła się. Kiedy spojrzała na mnie musiała sobie przypomnieć co się wydarzyło, bo zarumieniła się. Szybko zdała sobie z tego i obróciła się tak bym ją nie widział. Będąc wciąż pod wpływem jej uroku uznałem, że to jest słodkie. Nie mogłem jednak wydusić z siebie żadnego słowa. Chciałem przecież pozbyć się uczuć do niej więc też się obróciłem aby na nią nie patrzeć. Serce biło mi jak opętane. W chwili słabości obróciłem patrząc na nią. Ona najwyraźniej też o tym pomyślała i nasze oczy się spotkały. Obydwoje poczuliśmy się nie swojo. Patrzeliśmy jednak na siebie przez dłuższą chwilę. Słyszałem głośno bicie swojego serca i wydawało mi się, że jej serce bije w tym samym rytmie. Po chwili ona się obróciła, więc i ja zrobiłem to samo.
- Dziękuje – powiedziała nieśmiałym głosem.
- Nie ma za co – odpowiedziałem tak cicho, że nie wiedziałem czy nawet mnie usłyszała.
    Wtedy do gabinetu weszło kilka dziewczyn. I podeszło do niej. Kątem oka zauważyłem ich pełne pogardy spojrzenia. Wstałem i nie oglądając się za siebie wyszedłem.

Offline

 

#2 2017-02-20 21:45:11

 pisze2211

Nowicjusz

Zarejestrowany: 2016-07-05
Posty: 4
Punktów :   

Re: inna z moich książek

Przesyłam drugi rozdział. Proszę o komentarze.


Rozdział II
Randka

    Następnego dnia już w autobusie wszystkie oczy były zwrócone w moim kierunku. Najwyraźniej wieść o wydarzeniach poprzedniego dnia musiała dojść do wszystkich. Po raz pierwszy od bardzo dawna byłem w centrum uwagi. Nie podobało mi się to. Czułem się jak mysz w klatce, ciągle obserwowany przez wszystkich, bez chwili swobody. Nie zdziwiło mnie nawet to, że wszyscy o mnie rozmawiali. Przechodząc po szkolnych korytarzach wszyscy wokół mnie na chwile milkli, by zacząć rozmowy gdy mnie nie ma. Nawet jak wszedłem do klasy to większa część z siedzących tam uczniów wyszła na korytarz by móc swobodnie plotkować.
    Kiedy do klasy weszła Beth, nasze oczy znowu się skrzyżowały. Ona się uśmiechnęła, a ja  odwzajemniłem uśmiech łapiąc się za głowę. Wszystko trwało zaledwie chwilę, lecz mnie wydawało się, że wieczność. Pamiętając o moim postanowieniu odwróciłem się. Bałem się, że jak za długo będę się w nią wpatrywał, to nie przestanę. Po chwili podeszły do niej koleżanki i zaczęły rozmawiać. Nadstawiłem uszy, żeby ich usłyszeć co mówią.
- Hej! Jak tam twoja noga?
- Już mi lepiej. Dzięki. – odpowiedziała Beth.
-A jak smakował pocałunek?
- Co?!... – policzki dziewczyny stały się purpurowe.
- Pytałam cię o pocałunek. Przecież go nie zapomniałaś.
    Słuchając tego omal nie spadłem z krzesła. Reszta klasy też z zaciekawieniem słuchała tej rozmowy. Sprawiło to, że Beth bardzo się speszyła. Dotknęła palcem ust, na co ludzie wokoło zareagowali głośnym westchnieniem. Bohaterka zamieszania nie wiedziała jednak co zrobić. Wszyscy ludzie gapili się na nią, a ona próbowała wyjąkać jakieś słowa. Widząc zamieszanie jakie wywołali dziewczyna która zadała pytanie rzekła:
- Jak nie chcesz to nie musisz odpowiadać. W zasadzie lepiej nie mów, bo kilka osób – w tym momencie spojrzała groźnym okiem po klasie – może źle zinterpretować twoje słowa.
- Dobrze – i uśmiech wrócił na jej twarz. Po sali rozbrzmiał głośny dźwięk niezadowolenia.
- Przynajmniej nie musisz z nim więcej przebywać. – powiedziała Sun.
- Nie. To jeszcze nie koniec – zaczęła wyniośle Beth. – Wciąż nie zmusiłam go by ze mną porozmawiał.
- Dałabyś sobie wreszcie spokój. – powiedziała gniewnie dziewczyna od pytania. – Od tego, że z nim nie porozmawiasz świat się nie zawali.
- Prawdę mówiąc… Jeśli z nim nie porozmawiam, to przepowiednia się nie spełni i będą z tego poważne konsekwencje.
- Jak poważne?
- Nie mogę powiedzieć. Madame mi zabroniła.
- No powiedz. Nic się przecież nie stanie jak nam powiesz.
- No nie wiem. Mogę wam jednak powiedzieć, że przez te konsekwencje dostałam zgodę na zmianę szkoły.
- A więc to tak. – zaczęła ze zdziwieniem Sun. – Dlatego jesteś jedyną osobą, która wypisała się z tamtej szkoły.
- Właśnie dlatego musze sprawić, żeby ze mną porozmawiał, a on nawet się do mnie nie odezwie.
- Może jednak dasz sobie z tym spokój. – powiedziała druga dziewczyna. W tym momencie przypomniało mi się jej imię: Evelin Marks.
- Nie. Nie mogę sobie na to pozwolić. Zrobię to i wy mi w tym pomożecie!
    Obydwie dziewczyny wydały z siebie okrzyk niezadowolenia. Z ich twarzy można było wywnioskować, że zrobiłyby wszystko oprócz tego.
- Mnie w to nie mieszaj! – powiedziała Sun. – Jeśli jednak koniecznie musisz z nim porozmawiać to wymieńcie dwa zdania i więcej z nim nie rozmawiaj. Jeśli tego nie zrobisz to koniec z naszą przyjaźnią.
- Nie musiałaś tego przedstawiać tak dosadnie – odpowiedziała Beth. – A co jeśli podczas naszej rozmowy coś zaiskrzy…
    Dalszej części rozmowy nie słyszałem, a dokładniej nie chciałem słyszeć. Moja twarz zaczerwieniła się jak burak. Choć na szczęście nikt tego nie zauważył. Dwie minuty później do sali wszedł nauczyciel i klasa zamilkła.
    Przez kolejne dwa i pół dnia prawie nic szczególnego się nie działo. Nikt się do mnie nie odzywał, ale wiedziałem, że wciąż jestem na ustach wszystkich. Przechodząc korytarzami, w czasie zajęć lub na stołówce widziałem wokół siebie nienawistne spojrzenia innych. Oczywiście mi się to nie podobało. Od samego początku w szkole chciałem być niewidoczny, a teraz nawet gdybym chciał, nie mam jak się schować.
    Beth ani razu do mnie nie podeszła. Zastanawiałem się czy Sun nie powiedziała jej czegoś co zmieniło jej zdanie. Nie miałem jednak na to żadnego wpływu, lecz nie mogłem przestać się martwić.
    Piątkowy poranek zapowiadał się zwyczajnie. Już przyzwyczaiłem się do sytuacji i nie zwracałem na nic uwagi. Inni wchodzący do klasy wydawali się już zapominać o moim istnieniu i rozmawiać o zwyczajnych sprawach. Sprawiło mi to ulgę i kiedy już myślałem, że wszystko się wyprostuje, doszło do kolejnego incydentu.
    Na pięć minut przed zajęciami drzwi do klasy się otworzyły i weszła przez nie najpopularniejsza dziewczyna w szkole i jednocześnie przewodnicząca samorządu Isabella Smith. Jej długie kruczoczarne włosy, idealna sylwetka oraz lekko tajemniczy wygląd sprawiały, że w szkolnych rankingach na najpiękniejszą dziewczynę w szkole zawsze wygrywała. Wszyscy znali ją również z twardej, oziębłej  osobowości, co sprawiało, że chłopcy i nawet dziewczyny, bardziej ją podziwiali. Nigdy nie traciła zimnej krwi i wszystkich traktowała ozięble. Podobno kilka razy dziennie kilka osób, w tym nawet dziewczyny, wyznawały jej miłość. Jednak ona wszystkich odrzucała. Mówiła przy tym, że nie zgodzi się na kandydata, którego jej ojciec nie zaakceptuje. Kilka razy nawet pojedynkowała się z kandydatami, którzy chcieli udowodnić jej ich siłę. Ona jednak bez problemu zwyciężała, zazwyczaj na oczach innych.
    Nikt z jej fanów nie spodziewał się tego co zaszło w klasie. Po raz pierwszy pokazała wówczas inną stronę swej osobowości. Kiedy weszła wszystkie oczy wpatrywały się w nią. Pierwszy podszedł do niej przewodniczący i patrząc z wysokości jej okazałego biust uprzejmie zapytał:
- Z jakiego powodu piękna przewodnicząca samorządu zaszczyciła nas swoją obecnością?
- Szukam kogoś – odpowiedziała szorstkim tonem.
- Aaa… Szukasz kogoś. A kogo dokładnie szukasz, bo mogę ci pomóc?
- Szukam osoby o imieniu Marek Duch.
    Cała klasa nagle na mnie spojrzała. Osoba, którą prawie cała szkoła szanowała, przyszła tu dla mnie. Usłyszałem kilka słów niezadowolenia. Inni myśleli, że chce ona ze mną porozmawiać o plotkach na mój temat. Jeszcze inni po prostu zachwycali się jej urodą. Kiedy przewodniczący wskazał mnie ona zbliżyła się. Nagle na jej twarzy pojawił się rumieniec, którego tylko ja mogłem dostrzec. Po chwili spuściła wzrok.  Wyglądało na to jakby chciała coś powiedzieć, ale nie mogła wykrztusić słowa. W końcu się przemogła i zaczęła jąkliwym, słodkim głosem.
- Ju… Ju … Jutro – przestała na chwilę. Wzięła głęboki wdech a potem głośno wykrzyknęła oznajmiająco – Jutro pójdziesz ze mną na randkę! Spotkamy się przed twoim domem o dziesiątej!
    Po tych słowach wybiegła z klasy. Pierwszą myślą jaka mi się nasunęła po tym wyznaniu była „jestem martwy”. W jednym tygodniu dwa razy z dwóch powodów byłem tematem plotek. Nie chcąc patrzeć na życzące mi śmierci twarze spuściłem głowę wpatrując się w ławkę. Słyszałem jednak zazdrosne szepty. Zanim ktokolwiek do mnie podszedł przyszedł nauczyciel. Odetchnąłem z ulgą. Miałem czas na zastanowienie się nad planem działania. Zacząłem myśleć o tym tak mocno, że całkowicie zapomniałem o zaproszeniu na randkę.
    Od przerwy obiadowej zaczął się kompletny chaos. Wciąż byłem w ruchu by uniknąć niepotrzebnych spotkań. Szukałem bezpiecznego miejsca, lecz jak tylko coś znalazłem to okazywało się, że ktoś idzie w te stronę. To była jak zabawa w berka, gdzie ja byłem gonionym, a cała szkoła goniła. Kilka razy ktoś mnie znalazł i wtedy zaczynałem biec. Wyzywano mnie wówczas na pojedynek. Na szczęście dzięki nauczycielom udawało mi się ich uniknąć. I tak cały dzień zleciał szybko. Cieszyłem się na myśl o tym, że mogę już wrócić do domu. Byłem tak zmęczony, że prawie całe ciało mnie bolało. Po przyjeździe do domu zjadłem i prawie od razu położyłem się spać.
    Kiedy się obudziłem była prawie dziewiąta rano. Wtedy to dopiero uświadomiłem sobie, że o dziesiątej mam iść na randkę. Zacząłem się zastanawiać czy to nie sen, albo jakiś głupi kawał. Nawet jeśli to był kawał nie mogłem sobie pozwolić na danie plamy. Po trzech kwadransach byłem gotowy. Nie chciałem urazić dziewczyny, która na oczach całej klasy dała z siebie wszystko.  Czekałem tak z głupią miną przed domem zastanawiając się czy mnie wystawi, gdy  podjechała limuzyna. Wysiadła z niej, niczym bogini, przewodnicząca Isabella Smith.  Ubrana na biało wyglądała jakby anioł stąpił z nieba i przyjął ludzką postać. Sprawiła ona, że każda przypadkowa osoba, która była w pobliżu, nie mogła oderwać od niej oczu.
    Każdy na moim miejscu byłby szczęśliwy, ale ja nie byłem. Gdyby ona nie przyszła lub gdyby tak się nie ubrała to mógłbym w szkole powiedzieć, że to był dowcip. Teraz ta wymówka nie przejdzie, zwłaszcza po tym jak zobaczyłem kilka osób ze szkoły przyglądającym się nam. Ona podeszła do mnie. Tak się zestresowałem, że nogi odmawiały mi posłuszeństwa. Odgarnęła swoje włosy i spojrzał na mnie z bliska. Po chwili patrząc na moją twarz roześmiała się. Sprawiło to, że nieco się odprężyłem.
- Nie musisz być taki spięty – powiedziała słodkim przyciszonym głosem. – Ta randka jest zarówno dla ciebie jak i dla mnie koniecznością.
- Co masz na myśli?
- Dowiesz się później – powiedziała kiwając palcem. – Na razie wsiadaj do limuzyny. Ja cię zaprosiłam, więc musisz postępować zgodnie z moimi wytycznymi.
    Spokojnie wsiadłem do auta, a ona za mną. Na początku myślałem, że ona się nie denerwuje tą randką, lecz po chwili spostrzegłem jej drgające ręce. Kiedy to zauważyła spojrzała na moją twarz ponownie się uśmiechając. Samochód ruszył. Chwile siedzieliśmy w niezręcznej ciszy. Ja siedziałem prosto z zaciskając wargi i trzęsąc kolanami. Ona siedziała jak dama z wysoko uniesionym czołem patrząc w sufit. To co pozornie miało być spotkaniem towarzyskim, przez osoby postronne mogło być odebrane jako spotkanie dwóch osób niechętnie do siebie nastawionych. Jednak to dla nas nic nie znaczyło. Po kilku minutach jazdy w końcu zdecydowałem się odezwać.
- Dokąd jedziemy? – spytałem patrząc kątem oka na jej twarz.
- Dowiesz się jak dojedziemy.
- To może mi powiesz dlaczego ja? Dlaczego mnie zaprosiłaś?
- Mówiłam ci już. Zrobiłam to z konieczności.
- Jakiej konieczności. Wyjaśnij to mi, bo nie rozumiem. – odpowiedziałem gniewnie.
- Nie martw się tym. Dowiesz się na miejscu. – odpowiedziała poirytowanie zwracając na mnie wzrok.
- Nie wiedziałem, że jesteś taka skryta – powiedziałem, po czym odwróciłem znacząco głowę.
- A ja nie wiedziałam, że zapraszając ciebie, zaproszę gbura.
    Na chwile zapadła cisza. Oboje byliśmy na siebie źli. Pomyślałem sobie, że jeśli tak dalej pójdzie to ta randka skończy się zanim naprawdę się zacznie. Ona jednak tak pewnie nie myślała, bo po chwili zaczęła się głośno śmiać.
- Z czego się śmiejesz? – spytałem z poirytowaniem.
- Bo chodzi o to… - ze śmiechu poleciały jej łzy, które zaczęła wycierać. – Chodzi mi o to, że to pierwszy raz gdy ktoś do mnie tak mówi. Na dodatek kłócimy się tak swobodnie, jakbyśmy od dawna byli przyjaciółmi. Też to zauważyłeś?
-Ja … Ja nie …
    Nie wiedziałem co powiedzieć, ani jak zareagować. Jej pytanie sprawiło, że zacząłem wątpić w siebie. Przypomniało mi się, że na przestrzeni lat miałem kilkoro przyjaciół. Ciągłe przeprowadzki sprawiły, że straciłem z nimi kontakt, a w końcu przestałem przejmować się przyjaźnią i stałem się samotnikiem. Teraz jednak miałem zostać sam na dłuższy czas, co mogło tylko sprzyjać nawiązywaniu kontaktów. Wciąż jednak tkwiła we mnie niechęć do innych ludzi spowodowana koniecznymi pożegnaniami.
- Ja nie jestem pewien czy to można nazwać przyjaźnią – odrzekłem w końcu. - Rozmowa to nie to samo co przyjaźń czy zaufanie.
- Podchodzisz do tego trochę za poważnie – odrzekła pytałam cię tylko czy nasz sposób rozmowy można porównać do rozmowy przyjaciół.
- Nie powiem nie, ale też nie powiem tak – powiedziałem wymijająco. –Może zmienimy temat?
- No dobrze. To o czym chcesz rozmawiać?
- Nie wiem ty decyduj.
    W tym momencie samochód się zatrzymał i dojechaliśmy na miejsce. Kiedy otworzyły się drzwi zobaczyłem, że przyjechaliśmy do lunaparku. Po tym jak oboje wyszliśmy z samochodu Isabella przeciągnęła się lekko. Jak można było przypuszczać wokół limuzyny pojawiło się mnóstwo gapiów. Udało nam się jednak ich szybko wyminąć i pójść w stronę wejścia.
Lunapark „ Radosny dzień” był jednym z największych w okolicy. Z powodu licznych i czasami nietuzinkowych atrakcji przyciągał ludzi z całego pobliskiego okręgu.  Wejście do parku było nietypowe. Prawie każdy zwiedzający, aby wejść lub wyjść z parku musiał wsiąść na kolejkę górską rozłożoną wokół całego lunaparku. Nie obowiązywało to VIP’ów  i osób, których choroba uniemożliwiała przejazd. Takie osoby  kupowały specjalne bilety.
My mieliśmy bilety VIP’owskie, ale Isabella chciała się przejechać kolejką. Kiedy zauważono nas to od razu zostaliśmy przeniesieni na początek kolejki. Spokojnie wsiedliśmy i czekaliśmy aż ruszymy. Tuż po starcie dziewczyna spojrzała na mnie i się uśmiechnęła.  Nic nie mówiła ale wydawało mi się, że pod tą rozpromienioną twarzą kryło się przerażenie. Po tym jak wyjechaliśmy ze stacji zaczęliśmy powoli wspinać się do góry. Przed nami zaczął odsłaniać się widok na cały park. Widok był niesamowity. Park był tak duży, że pomimo wysokości, dostrzeżenie jego końca było niezmiernie trudne. Dziesiątki atrakcji były jak na wyciągnięcie ręki. Wśród budynków wyróżniały się między innymi ogromny diabelski młyn sięgający chmur, pałac cyrkowy, dom strachów i wodna zjeżdżalnia.
Dojechaliśmy na samą górę. Spojrzałem w bok na dziewczynę. Na jej twarzy pojawił się strach. Nawet nie zauważyłem, gdy złapała mnie za dłoń. Zaczęliśmy szybko zjeżdżać. Ona krzyczała, ja wszystko znosiłem bez wyrazu twarzy. Wiatr wiał nam po oczach. Raz po raz kolejka robiła pętle, zwalniała, a potem przyśpieszała jeszcze bardziej. Ja nie wiedzieć czemu, nie odczuwałem strachu. Oglądałem szybko przelatujące obrazy chodzących ludzi. Nagle zawyłem z bólu. Dziewczyna tak mocno złapała mnie za dłoń, że bałem się o moje kości. Na szczęście zbliżaliśmy się ku końcowi. Za nim jeszcze dojechaliśmy zauważyłem kilka osób ze szkoły chodzących po parku. Zacząłem się zastanawiać czy nie zawrócić, ale moją męska duma mi to zabroniła. W tym momencie postanowiłem stawić temu czoła.
Po wyjściu z kolejki skierowaliśmy się na ławeczkę. Dziewczyna nie czuła się dobrze i nie chciała puścić mojej ręki. Na szczęście nie ściskała już jej tak mocno. Jak usiedliśmy westchnęła i po chwili się odezwała.
- Niezły początek. Już rozumiem po co na początku jest ta kolejka.
- Co masz na myśli?
- Chodzi mi o to, że prawie każdy kto się nią przejedzie już po chwili ma dość atrakcji jak na jeden dzień.
- Czyli chcesz już iść stąd? – spytałem z lekką nutką nadziei.
- Nie… nie chcę – mówiła sapiąc. – Daj mi chwilkę to mi przejdzie. Mam jednak do ciebie prośbę.
- Jaką prośbę?
- Chce żebyś, zamiast na ty, mówił mi po imieniu i ja też chcę mówić ci po imieniu.
- Czy to nie za szybko? – spytałem czerwieniąc się.
- Jesteśmy na randce i ja mam taki kaprys więc nie jest za szybko – powiedziała nadymając się.
- No dobrze Isa… Isabello. – powiedziałem podekscytowany.
- Tak już lepiej Marek. A teraz chodźmy pozwiedzać park.
    Zgodziłem się bez szemrania. Czułem, że nie mogę jej odmówić. Stałem się uległy na jej prośby. Dzień nam minął na chodzeniu ciągle w nowe miejsca. Jak coś skończyliśmy odwiedzać to idąc do następnego miejsca rozmawialiśmy o minionych wrażeniach. Isabella co chwila śmiała się od ucha do ucha. Na żadnej z atrakcji które odwiedzaliśmy nie bała się. Nawet w domu strachów jak nagle wyskoczył przed nami duch to omal go nie uderzyła. Po wyjściu z niego, ja usiadłem na ławeczce, a ona poszła coś kupić. Nagle podeszło do mnie dwóch nieznajomych chłopaków i do mnie zagadali.
- Hej, czy twoja siostra jest wolna?
- Siostra? – odpowiedziałem ze zdziwieniem.
- Niezła z niej sztuka, więc chciałbym się z nią umówić, co ty na to?
- Może podasz nam jej numer i szepniesz o nas słówko – powiedział drugi.
- Ona nie jest moją siostrą! – krzyknąłem wstając.
- Nie jest? – powiedział ze zdziwieniem pierwszy chłopak. – To może jesteś jej kuzynem albo znajomym?
- Też nie! Jestem… jestem… - zacząłem z poirytowaniem.
- Nie jest? To właściwie kim ty jesteś i co z nią robisz?
- My… my jesteśmy na randce! – krzyknąłem tak głośno, że ludzie wkoło spojrzeli na mnie.
- Nie ściemniaj. Nie ma mowy by taka laska jak ona była na randce z kimś takim jak ty.
- A jednak jestem – powiedziała podchodząc Isabella.
    Zmieszani chłopacy spojrzeli na nią potem na mnie i znów na nią. Nie mogli uwierzyć w jej słowa. Chwile tak stali nie bacząc na gapiów, lecz po chwili, kiedy ich zauważyli wzdrygnęli się i odeszli. Dziewczyna dała mi hot doga, a potem objęła ręka. Czułem się naprawdę niezręcznie, zwłaszcza kiedy zauważyłem jak kilka osób ze szkoły przyglądało się nam.
- Dziękuję – powiedziała po chwili.
- Za co?
- Za to, że powiedziałeś, że jesteśmy na randce. Wiem, że nie łatwo było ci to powiedzieć.
    Miała racje. Do tego momentu zastanawiałem się tylko jak szybko zakończyć to spotkanie. Teraz jednak mi ulżyło. Spojrzałem na nią z uśmiechem. Wtedy po raz pierwszy pomyślałem, że ją lubię i o tym, że mogłaby być moją przyjaciółką.
    Po jedzeniu znowu rzuciliśmy się w wir atrakcji. Była już siedemnasta, kiedy Isabella zdecydowała się, że powinniśmy już iść. Nie zdążyliśmy dojść do wejścia parku, kiedy nagle zauważyliśmy złodzieja w masce jak ucieka ze skradzioną teczką będąc gonionym przez właściciela. Drogę zablokowała mu Isabella.
- Dość tego! Poddaj się póki jeszcze możesz! Z tego parku nie ma wyjścia!
    Złodziej nie posłuchał. Zdjął jedną ze swoich rękawiczek. Można było zauważyć pod spodem obręcz przyzywania titanusa. Każdy użytkownik prywatnych titanusów ją miał. Pozwalała mu niezależnie od miejsca teleportować swojego robota do swojej lokacji. Przed nami pojawił się lśniący, fioletowy czwarty model. Zbir pośpiesznie wsiadł do niego. Isabella chciała przyzwać swojego. Przeciwnik to zauważył i zaatakował. Ona oskoczyła i ponownie zaczęła próbować. Ja stałem na uboczu stojąc z przerażeniem. Patrząc na jej usilne próby przywołania robota zastanawiałem się czy kiedyś będę w walce tak dobry jak ona. Bez problemu unikała szybkich ciosów przeciwnika, a na jej twarzy widniał szeroki uśmiech. W końcu dziewczyna zdecydowała się użyć swojej mocy i całkiem mocno odepchnęła przeciwnika za pomocą telekinezy.
    Po chwili na polu bitwy pojawił się czarny bojowy titanus szóstego poziomu. Isabella nie miała jednak szansy by do niego wsiąść. Po uderzeniu przeciwnika jej robot padł na ziemie. Ludzie, którzy z zaciekawieniem oglądali walkę, uważając ją za przedstawienie, zaczęli uciekać. Kilka osób z ochrony kierowało ewakuacją. Ja, pomimo nalegania ochroniarza nie chciałem odejść. Isabella wciąż walczyła. Kierowała swoim titanusem zdalnie. Było to możliwe dla modeli powyżej piątego oraz dla niektórych osób ze specjalnymi zdolnościami. Jednak taka walka, nie umożliwiała wykorzystania pełni umiejętności, dlatego walka była wyrównana.  Zbir widząc co się dzieje starał się zaatakować pilota, ta natomiast używała swojego robota by się zasłaniać. Walka odbywała się wciąż na pięści i jak dotychczas, żadna ze stron ani nie przyzwała, ani nie użyła dodatkowego uzbrojenia. Walka trwała, a na twarzy Isabelli widniały krople potu. Zdalne sterowanie zabierało dużo sił, dlatego zazwyczaj stosowane było przez najwyżej pięć minut. Jednak ona po piętnastu minutach wciąż walczyła.
    W końcu zdecydowałem się coś zrobić. Korzystając z faktu, że zbir był zaaferowany walka i nie zwracał na mnie uwagi, zacząłem się skradać. Przechodząc od drzewa do drzewa znalazłem się za przeciwnikiem. Nogi miałem jak z galarety, ale głowa mi podpowiadała, że musze coś z tym zrobić. Korzystając z siły uderzenia robota Isabelli skoczyłem na tył fioletowego titanusa. Dzięki wstrząsowi zbir nie zwrócił na mnie uwagi. Wyjąłem z kieszeni mój szczęśliwy śrubokręt i zacząłem odkręcać śrubki. Isabella zauważyła mnie i skupiła się na obronie by zmniejszyć ilość wstrząsów. Już po chwili dostałem się do źródła zasilania. Złapałem za kable i zacząłem je wyrywać. Trzymając je mocno i odchylając się do tyłu udało mi się je wyrwać, jednocześnie spadając na ziemię. Rabuś przez chwilę nie wiedział co się dzieję szamotając się bez celu. Ja natomiast byłem w kiepskiej sytuacji. Leżąc na ziemi patrzałem jak robot bez baterii powoli spada na mnie. Nagle poczułem jak ktoś łapie mnie i zabiera mnie stamtąd. Z powodu ciemności nie zauważyłem twarzy tej osoby. Jak tylko byłem bezpieczny ona zniknęła. Poczułem tylko zapach czyjś perfum.
    Przez chwile byłem w szoku, a moje serce biło jak oszalałe. Ochrona wywlokła rabusia zabierając od niego skradzioną czarną walizkę. Byłem ciekawy co jest w środku, ale nie dane mi było zobaczyć jej zawartości.
- Nieźle nam poszło. –powiedziała Isabella przybijając ze mną żółwika. Pomimo utraty sporo sił wciąż się uśmiechała. –Kiedy na niego wskoczyłeś o mały włos bym nie straciła koncentracji!
- No wiesz… Tak jakoś wyszło. – odpowiedziałem.
- No nie mów. Byłeś po prostu super! Ja wszystko zawaliłam.
- Nie zawaliłaś. Gdyby nie ty to nie mógłbym się do niego zakraść i zrobić to co zrobiłem.
- Tworzymy zgraną drużynę. Co nie? – powiedziała szerząc zęby.
- No… Raczej… Chyba… - mówiłem nie wiedząc co powiedzieć.
- W takim razie…
    W tym momencie rozległ się wybuch. Titanus, z którego korzystał zbir rozpadł się na kawałki, nie zostawiając żadnego kawałka. Na szczęście nikogo przy nim nie było więc nie było rannych. Najwyraźniej jednak ktoś chciał zatrzeć ślady.
- W takim razie… - zaczęła ponownie uśmiechem jakby nigdy nic. – Kontynuując naszą randkę chcę by ze mną poszedł w jeszcze jedno miejsce.
- A dokąd? – zapytałem mając kwaśną minę.
- To tajemnica. – powiedziała przykładając palec do ust.
    Po wyprowadzeniu z parku przez ochroniarzy i wyrażeniu wdzięczności przez właściciela wsiedliśmy do limuzyny, która właśnie podjechała. Isabella kazała kierowcy ruszać, a sama zaczęła wpatrywać się w moją twarz.
- Co się tak na mnie gapisz? – powiedziałem bez uprzejmości.
- A co nie mogę?
- To trochę dziwne i przerażające zarazem.
- No bo wiesz Marek. To był pierwszy raz, gdy jakiś mężczyzna mi pomógł w walce.
- Wcześniej ci się to nie zdarzało?
- Wcześniej to zazwyczaj walkę kończyłam w pięć minut, jednak teraz po raz pierwszy walczyłam z człowiekiem kontrolując zdalnie.
- Uważam, że świetnie ci poszło. Nie każdy mógłby tak długo walczyć sterując zdalnie.
- Dzięki. To pierwszy komplement jaki mi powiedziałeś, chociaż wolałabym byś powiedział go na temat mojego wyglądu, a nie zdolności do walki.
- Przepraszam – powiedziałem, drapiąc się po nosie. I po chwili ledwie wykrztusiłem: - Ładnie wyglądasz.
- Po fakcie się nie liczy – powiedziała odwracając głowę na znak wściekłości. – Wiesz, pierwsza randka powinna kończyć się pocałunkiem, ale z powodu twojego zachowania wybij to sobie z głowy.
    Nie wiedziałem co odpowiedzieć. Nawet przez myśl mi nie przeszło, że ona będzie chciała się całować. Nawet gdyby chciała to zrobić, to wiedziałem, że prędzej bym uciekł w popłochu niż ją pocałował. Odetchnąłem z ulgą. Ona to zauważyła i posłała mi mordercze spojrzenie. Do momentu dotarcia do celu w samochodzie panowała już tylko niezręczna cisza.  Kiedy drzwi się otworzyły zauważyłem przed sobą rezydencję rodziny Smith. Pomimo pospolitego nazwiska właścicieli budynek zrobił na mnie wielkie wrażenie . Z zewnątrz był to okazały dworek w stylu budowli szlacheckich z szesnastego lub siedemnastego wieku. Zbudowano go jednak w miarę niedawno, co można było stwierdzić po stanie konstrukcji.
- Zabrałam cię tu bo mój ojciec chcę cie poznać – powiedziała w stylu szlachcianki.
- Twój ojciec? – spytałem z niedowierzaniem. – Czy to nie za wcześnie?
- O co ci chodzi? Przecież to głównie przez mojego ojca mieliśmy tą randkę.
- Przez twojego ojca? Możesz to wytłumaczyć?
- Dowiesz się w środku, a teraz wchodź.
    Samotnie wszedłem do środka. Najwyraźniej Isabella poszła gdzieś indziej. Po wejściu od razu rzucił mi się w oczy jeden z titanusów ustawiony na piedestale pomiędzy kolumnami. Wydawał mi się dziwnie znajomy, jakbym gdzieś go kiedyś widział. Nie mogłem sobie jednak przypomnieć gdzie i kiedy. Podszedłem by się mu bliżej przyjrzeć. Srebrnobiały robot wyglądał okazale. Pomimo dobrej konstrukcji zauważyłem na nim kilka błędów. Zwykły technik pewnie by ich nie wychwycił, ale ja swego czasu miałem manie na temat ich konstrukcji. Dlatego wychwycenie potencjalnych usterek było dla mnie wręcz oczywiste.
- Piękny, co nie? – usłyszałem za sobą głos starszego mężczyzny.
- Tak – odpowiedziałem wzdychając. – Choć ma on kilka usterek.
- Zauważyłeś. Gratulacje! Większość osób nie zauważyło by ich. Jestem pod wrażeniem.
- Dziękuje – powiedziałem odwracając się.
    Przede mnę stanął Tobias Smith. Prezes firmy Smith Industries i ojciec Isabelli. Był on około pięćdziesięcioletnim siwiejącym mężczyzną z lekką bródką i cygarem w ustach. Wyglądem przypominał klasycznego biznesmena w garniturze z krawatem i wyprasowanych spodniach. Stereotypowy właściciel dużej firmy – pomyślałem.
- Jeszcze się nie przedstawiłem – powiedział.
- Wiem kim pan jest – zacząłem z podnieceniem. – Jest pan właścicielem jeden z największych okolicznych firm zajmujących się wytwarzaniem titanusów. Ponadto pańska firma znajduję się na czwartym miejscu wśród światowych producentów. Nazywa się pan Tobias Smith i jest pan ojcem Isabelli.
- Widzę, że moją reputacja mnie wyprzedza – powiedział głaszcząc brodę.
- Przecież pan często występuje w wiadomościach. Każdy w okolicy pana zna.
-No raczej tak – zaczął z uśmiechem głaszcząc tył swojej głowy. – W końcu jestem tu ważną osobistością. Ale nie o tym chciałem z tobą rozmawiać. Pewnie się zastanawiasz po co cie tu ściągnąłem i co ma oznaczać ta dzisiejsza randka z moją córką.
- Raczej byłoby dziwnie, gdybym się nie zastanawiał.
- Właściwie masz racje. Przepraszam za to. Wejdźmy do salonu.
    Po chwili zaprowadził mnie do przestronnego pokoju pełnego książek. Raczej przypominał on bibliotekę niż salon. Usiedliśmy na kanapie, a pokojówka przyniosła nam dwie filiżanki herbaty.
- Nie przedłużając powiem ci co chciałem.
- Dobrze.
- A więc… - odchrząknął i zaczął. – Od mojej córki słyszałem, że ostatnio stałeś się popularny w szkole.
- To nie tak… Ja po prostu…
- Nie musisz się o nic martwić – powiedział śmiejąc się. – Chodzi mi właściwie o to, że o tobie dowiedziałem się, jak rozmawiałem z córką przez telefon. Oczywiście zdradziła mi co się naprawdę stało. Więc nie musisz się tak denerwować.
- Dzięki bogu – powiedziałem z ulgą. – Przez małe nieporozumienie stałem się szkolnym tematem plotek.
- Wiem słyszałem. A teraz mi nie przerywaj… No więc, wracając do tematu. Dowiedziałem się o tobie od córki. Tak się składało, że w tym dniu miałem mieć ważne spotkanie z twoimi rodzicami.
- Moimi rodzicami?
- Mówiłem, że masz mi nie przerywać – powiedział gniewnie.
- Przepraszam.
- Już dobrze. Tylko więcej mi nie przerywaj. A więc, spotkałem się tego dnia z twoimi rodzicami i od nich dowiedziałem się czegoś interesującego o tobie. Podobno mając siedem lat zauważyłeś usterki w naszym modelu i je zgłosiłeś – przytknąłem głową, a on mówił dalej. –Dowiedziałem się o tym kiedy rozmowa zeszła na temat Belli. Wtedy razem zdecydowaliśmy, że się pobierzecie.
- Pobierzemy?! – wykrzyknąłem z niedowierzaniem.
- Wiem. Wiem, taką decyzje nie powinni podejmować rodzice. Dlatego wraz z moją córką wykombinowaliśmy kompromis. Będziecie się spotykać raz w tygodniu do czasu, aż któreś z was nie znajdzie sobie innego partnera którego my zaakceptujemy. Moja córka wie co się wydarzy jak będzie nieposłuszna, więc z jej strony umowa tak szybko nie zgaśnie. Co do ciebie to moja firma zapewni ci wsparcie i zbuduje dla ciebie titanusa drugiego stopnia. Dostaniesz ode mnie też, tego titanusa, którego widziałeś w holu wraz z potrzebnymi urządzeniami potrzebnymi do jego modernizacji.
- Zaraz. Tego uszkodzonego titanusa z holu.
- Tak tego. Dokładnie tego samego w którym zauważyłeś usterkę w wieku siedmiu lat. Jak go naprawisz to będzie twój. Oczywiście jeśli zgodzicie się w przyszłości wziąć ślub to firma będzie twoja pod warunkiem, że sam naprawisz tego titanusa. I jeszcze jedno. Do czasu wygaśnięcia umowy macie się zachowywać jak para. Czy wszystko jasne?
- A mogę się o coś zapytać?
- Pytaj śmiało.
- Dlaczego moi rodzice mi tego nie powiedzieli? I dlaczego pańska córka musiała mnie zaprosić?
-Bo gdybyś ty ją zaprosił to pewnie by z miejsca odmówiła i twoi rodzice uważali, że nie stać by cię było na zaproszenie mojej córki.
- Może i racją. W końcu jest gwiazdą szkoły.
- Tak. Jestem z tego powodu bardzo z niej dumny. I dlatego powierzam ją w twoje ręce.
- Wygląda na to, że nie mam żadnego wyboru.
- Skoro tak to zaraz limuzyna odwiezie cie do domu. I za około tydzień dostaniesz pierścień przyzwania swojego titanusa. Ten drugi zostanie przewieziony do podziemi budynku szkoły także w ciągu tygodnia.
- Dziękuje za gościnę.
    Wyszedłem. Wsiadłem ponownie do limuzyny myśląc głęboko nad sytuacją w którą się wpakowałem.

Offline

 

#3 2017-04-12 23:42:02

 pisze2211

Nowicjusz

Zarejestrowany: 2016-07-05
Posty: 4
Punktów :   

Re: inna z moich książek

Przesyłam trzeci rozdział. Proszę o komentarze.

Rozdział III
Ukryte moce

    Poniedziałkowy powrót do szkoły był oczywistym koszmarem. Do tej pory udało mi się wejść na ścieżkę wojenną z prawie całą szkołą. Jakby tego jeszcze było mało, to po przybyciu do szkoły została mi przydzielona ochrona w postaci dwóch najlepszych przyjaciółek przewodniczącej. Po ich minach widać było, że zostały do tego zmuszone. Szedłem z tym orszakiem przez całą szkołę, zwracając na siebie coraz więcej uwagi. Kilka osób chciało do mnie podejść, ale zostały one wystraszone przez moją straż. Najwyraźniej chcieli mnie wyzwać na pojedynek, dlatego odetchnąłem z ulgą. Wiedziałem jednak, że później nie dadzą mi spokoju.
    Kiedy wszedłem do klasy od razu zorientowałem się, że nie jestem ich jedynym tematem plotek. Spodziewałem się tego. W końcu w tym tygodniu odbywały się testy, więc do szkoły miało przyjść kilkoro reporterów i ważnych osobistości. Zgodnie z moimi nawykami zacząłem nasłuchiwać. Kilkoro rodziców zgodziło się przyjść. Ze specjalnych gości mieli też przyjść między innymi madame Shirley i dwoje innych pilotów szóstego modelu. To wydarzenie miało się odbyć za dwa dni. Kiedy przyszedł nauczyciel też zaczął o tym mówić. Okazało się, że zawsze po teście niektórzy uczniowie rozmawiają z dziennikarzami. Jest to też okazja by kraje pochwaliły się swoją potencjalną siłą militarną. Potem nauczyciel powiedział nam jak to ma być przeprowadzone. Do testu podejdą kolejno trzy klasy pierwsze. Każdą z nich będzie nadzorować jeden z pilotów szóstego modelu. Nasz klasa ma być ostatnia, a nadzorować ma ją madame Shirley. W pozostałych klasach mają to być nasz dyrektor Magnus Mayers i  z nowej generacji pilotów szóstego modelu Samanta Whiller.  Każda z klas przechodzi do specjalnego pomieszczenia. Jest w nim maszyna używana tylko raz na rok. Potem każdy z klasy zostaje, podobnie jak w przypadku titanusów, podłączony do niej. Następnie za pomocą lekkich impulsów nerwowych i skanera badane jest działanie poszczególnych partii mózgu. Jeśli zostaje natrafione miejsce z rozwijającą się umiejętnością to po zakończeniu badania, w te miejsca zostaje wysyłany dodatkowy impuls mający na celu pomoc w rozwinięciu jej. Metoda ta niesie jednak ze sobą pewne ryzyko, stąd potrzeba specjalnego nadzoru.
    Wszyscy słuchali tego z napięciem. Ten dzień miał być pierwszym kluczowym dniem w ich życiu, dlatego byli bardzo podekscytowani.  Na następnych zajęciach do końca zostałem tylko ja. Podekscytowanie w szkole tak wzrosło, że pomimo porannych plotek, nikt mnie nie zauważał. Szedłem tak w stronę stołówki, gdy podeszła do mnie moja obstawa i kazała za sobą iść. Zrobiłem jak mi kazano. Kiedy tak szedłem to znowu stałem się widzialny. Plotki wokół mnie znowu rozbrzmiały. Idąc tak zauważyłem, że zbliżamy się do części w której nigdy nie byłem. Klasy które po drodze mijałem nie wyglądały jak klasy. Bliżej im było do salonów bogatych ludzi niż do szkolnej codzienności. Po dotarciu na miejsce zrozumiałem gdzie trafiłem. Przede mną otworzyły się drzwi do najlepszej w szkole stołówki, która wyglądała raczej na luksusową restauracje dla VIP’ów. Dziewczyny zaprowadziły mnie do stolika przy którym siedziała Isabella Smith.
- Cześć Marek, czekałam na ciebie. Siadaj.
    Usiadłem na kanapie obok niej. Rozejrzałem się dookoła. Oprócz nas było tam jeszcze dziewięć osób, w tym czworo nauczycieli. Wśród uczniów rozpoznałem klasowego bohatera oraz jednego z pilotów piątego modelu George’a Worringtona. Jego twarz była na broszurach promujących naszą szkole. Znany był również z uprawiania kilku sportów zarówno z udziałem titanusów, jak i bez nich. Przez jego blond włosy i niezachwiany urok, znany był też jako najpopularniejszy chłopak w szkole. Co chwila krążyły plotki o jego miłosnych podbojach.
- Dlaczego mnie tu zaprosiłaś? – spytałem nieśmiale wpatrując się w blat stołu.
- A dlaczego by nie? W końcu jesteś moim narzeczonym.
- Cii… - powiedziałem przykładając palec do ust. – Przecież się o to nie prosiłem!
- Ja też nie, ale nie musiałeś tego mi wytykać –odpowiedziała naburmuszona.
- Specjalnie się ze mną drażnisz?
- Tak – odpowiedziała z uśmiechem i po chwili głośno się roześmiała.
    Ja także po kilku chwilach się roześmiałem. Kilka osób w sali spojrzało na nas podejrzanie. Mi to nie przeszkadzało. Nawet byłem dumny z tego, że jesteśmy w centrum uwagi pośród kilkorga szanowanych osób w naszej szkole.
- Wracając do twojego pierwszego pytania – zaczęła Bella – Zaprosiłam cię tu bo mój ojciec mi kazał. Powiedział mi, że chce aby wszyscy w szkole uznawali nas za parę, a wspólne posiłki to jeden z naszych obowiązków.
- Twój ojciec powinien przestać się mieszać w nie swoje sprawy i dać nam spokój. Nie sądzisz?
- Może i tak, ale dopóki któreś z nas nie znajdzie sobie partnera musimy się niestety go słuchać. Wszędzie ma też swoich szpiegów, więc nic przed nim się nie ukryję.
- Co się ukryje i przed kim? – usłyszałem za mną zniewieściały męski głos. Był to George Worrington.
- Nie twój interes Gregor – odpowiedziała z oburzeniem Bella.
- Mam na imię George, przecież kilka razy ci to mówiłem.
- Gregor czy George, nieważne. Dla mnie zawsze będziesz nic nie wartym modnisiem z kompleksem narcyza.
- Oj nie mów tak Bella, przecież znamy się już tyle lat. Choć widzę, że się zmieniłaś.
- Co masz na myśli?
- Wcześniej nie zadawałaś się z nic nie wartymi śmieciami. – powiedział z pogardą George patrząc na mnie.
- Sam jesteś nic nie wart. Uważasz się za lepszych od innych, ale tak nie jest. Poza tym nie uznajesz ludzi poniżej czwartego modelu.
- Bo wszyscy są gorsi od karaluchów. Zresztą ty też bo się z nimi zadajesz.
- Odwołaj to! – powiedziałem to wstając z krzesła. Nie mogłem już słuchać tego gościa.
- Oj jaki wojowniczy – powiedział z ironią. –Co on tak cię broni. A może po prostu chce zostać twoim chłopakiem?
- Właściwie to on jest moim chłopakiem. Chodzimy ze sobą – powiedziała z podejrzliwym uśmieszkiem Bella.
- Co?!- George nie mógł uwierzyć własnym uszom. -  Ty, z … Ty z tym czymś? Jak to w ogóle możliwe?
- Możliwe i już – odpowiedziała mu łapiąc mnie za ramię, zmuszając mnie przy tym bym usiadł.
- Ale to coś nie jest ciebie warte. On jest zwykłym robakiem, a ja prawdziwym księciem.
- Tak, księciem, ale wśród padalców – odpowiedziała mu pokazując język.
    George nie wytrzymał. Odwrócił się na piętach i odszedł w kierunku drzwi. My za to wybuchliśmy śmiechem. Kilka osób w sali po cichu też się śmiało. Później rozmawiając, zjedliśmy obiad podany przez kelnerkę, która pracuje tylko w tej stołówce w szkolę.
    Przez kolejne półtora dnia byłem ignorowany przez wszystkich. Zbliżający się test sprawił, że pomimo moich obiadów z gwiazdą szkoły, tylko co po niektórzy wspominali o mnie. Przeżyłem to z ulgą, zwłaszcza dlatego, że codziennie otaczała mnie eskorta przyjaciółek Belli. Kiedy w dniu testów wszedłem do sali od razu zauważyłem, że prawie wszyscy uczniowie ubrali się elegancko. Z ich powodów niebyło w tym dniu zajęć oraz mundurki nie obowiązywały. Nawet ja byłem ubrany schludniej niż zwykle. Miałem na sobie granatowy garnitur i pasujące do nich spodnie.
Co kilka chwil do sali wpadał któryś z rodziców, by wesprzeć swoje dziecko. Mnie to nie dotyczyło. Moi rodzice byli ciągle za granicą pracując w różnych zakątkach świata. Za nim trafiłem  do tej szkoły, wiele razy przeprowadzałem się z rodzicami i moją młodszą siostrą.  W kilku szkołach miałem przyjaciół, ale nie trwały one długo. Z czasem przestałem nawiązywać kontakty z innymi i tak już mi zostało.
Czas oczekiwania dłużył mi się. Nawet słuchanie innych ludzi nie dawało mi satysfakcji. W sali zrobiło tak tłoczno, że nie było czym oddychać. Zacząłem żałować, że nałożyłem garnitur. Wyszedłem więc na chwile, aby się odświeżyć. Kiedy wróciłem w sali pozostali już tylko uczniowie. Dowiedziałem się też, że w chwili mojej nieobecności przyszedł reporter i zrobił zdjęcie. Zastanawiając się jak wytłumaczyć moim rodzicom, że nie ma mnie na zdjęciu, zauważyłem wchodzące do pokoju osoby. Byli to nasz wychowawca i kobieta ubrana jak cyganka. Od razu domyśliłem się, że to musi być madame Shirley. Patrząc na nią nasuwało mi się tylko jedno słowo – dziwaczka.  Wiedziałem jednak, że wynikało to z mojej nieznajomości ich kultury. To taki psychologiczny aspekt narzucony nam przez społeczeństwo w którym żyjemy. Wracając do jej wyglądu.  Oprócz ubrań  pierwsze co się w oczy rzucało to jej twarz. Wiele osób  patrząc na nią stwierdziłoby, że ma ona najwyżej trzydzieści lat, gdy w rzeczywistości miała ona ponad pięćdziesiąt. Taki wygląd prawdopodobnie zawdzięczała jednej z jej umiejętności, która pozwalała jej panować nad wodą. Kilka osób z klasy tuż po zobaczeniu jej zaczęło ze sobą szeptać, bo na jej twarzy prawie nie było zmarszczek ani makijażu. Można było ją pomylić z modelką.
Po chwili pan Withman uciszył klasę i oficjalnie przedstawił nowo przybyłą postać. Nakazał nam ponadto, żeby słuchać madame Shirley, bo on musi zająć się innymi sprawami i wyszedł. Już po chwili, kiedy było pewne, że nauczyciel już dawno poszedł, w stronę jasnowidzki posypały się pytania.
- Proszę pani, proszę pani… Czy może mi pani przepowiedzieć przyszłość – odezwała się jedna z uczennic.
- Mi też, mi też… - zaczęli krzyczeć prawie wszyscy w klasie. Wrzawa trwała tak długo, że madame Shirley nie wytrzymała i krzyknęła.
- Możecie się w końcu uciszyć!  Ogłuchnąć można od tych wrzasków! – kiedy klasa ucichła odchrząknęła i mówiła normalnie dalej. – Zostałam poproszona by nadzorować wasz test. Dlatego też nie będę przepowiadać wam wszystkim przyszłości. Moja moc też nie działa na zawołanie, więc nawet gdybym chciała to nie odpowiedziałabym na wszystkie wasze pytania.
- A ma pani przynajmniej jakieś ogólne przeczucia? – spytała się jedna z uczennic.
-W tej klasie – spojrzała na Belle. – jest jedna osoba, której przepowiedziałam przyszłość. Jeśli zaś chodzi o przeczucia… Niech pomyśle. Po przybyciu dziś do tej szkoły poczułam coś. Gdzieś niedaleko, jest pewna osoba, która o ile się nie mylę, będzie miała w najbliższym czasie duży wpływ na zbliżające się wydarzenia na całym świecie.
- Kto to taki? – zapytał ktoś z klasy.
-Nie wiem dokładnie. Wiem natomiast, że ta osoba w pełni jeszcze się nie przebudziła, lecz to powinno nastąpić już niedługo – po tych słowach klasnęła dwa razy. – Teraz jednak nie mówmy o tym i przejdźmy do tematu dzisiejszej uroczystości lub jak kto woli dzisiejszych zajęć. Z tego co mi wiadomo, wasz wychowawca poinformował was jak to się odbędzie?
- Tak. Wszystko, a przynajmniej większość głównych punktów została wyjaśniona – odpowiedział przewodniczący.
- Skoro tak, to ja dodam tylko parę słów od siebie. Pamiętajcie! Każdy z was reprezentuje swój kraj, wiec macie się zachowywać. Umiejętności, które zdobędziecie, nie służą do zabawy, ani do krzywdzenia innych. Ukazują one to kim wy jesteście. Zastanówcie się dwa razy zanim z nich skorzystacie w różnych sytuacjach. Z doświadczenia wiem, że niektórzy bezmyślnie powodują różne wypadki i nieporozumienia swoimi mocami. Pamiętajcie też o tym, że te umiejętności mogą być wam  zabrane, dlatego to co powiedziałam wbijcie sobie do głowy i nie zapominajcie. To wszystko co miałam do powiedzenia. Teraz musimy tylko poczekać na naszą kolej.
    Po kilku minutach czekania drzwi się otworzyły i weszło przez nie trzech mężczyzn w tym jeden z aparatem. Przedstawili się jako reporterzy z gazety „Titanus codzienny” i przyszli zrobić zdjęcia uczestnikom testu.
- Ale przecież my już mieliśmy zdjęcia – odezwał się przewodniczący.
- Jak to możliwe? – odezwał się reporter. – Przecież tylko my mamy pozwolenie na robienie zdjęć klasowych.
- A mówili z jakiej gazety są? – zapytała klasę madame Shirley.
- Pytaliśmy się ich, a oni na to, że robią zdjęcia dla wszystkich zgromadzonych dziś dziennikarzy- odezwał się jeden z uczniów. – Mówili, że tak będzie łatwiej dla wszystkich.
- Rozumiem – odpowiedziała madame i zamyśliła się. – Poczekajcie tu ja zaraz to sprawdzę.
    I wyszła na chwilę. Wróciła po pięciu minutach wyraźnie czymś zmartwiona. Nie mówiła jednak czym. Kazała nam zrobić jeszcze jedno zdjęcie i poprosiła dziennikarzy by o tym później nie wspominali. Po zdjęciach czekaliśmy jakieś dziesięć minut, aż w końcu przyszedł nasz wychowawca i powiedział, że jest nasza kolej. Kiedy szliśmy nagle odezwał się jeden z uczniów.
- Przypomniałem coś sobie! – mówił do madame. – Tamci dziennikarze prosili nas też by podać im nasze dane osobowe: imiona, nazwiska i adresy zamieszkania, w mieście i w rodzinnych stronach.
- To już wiemy – odezwała się madame. – W innych klasach też tak było. Na dodatek tylko w waszej byli przed innymi dziennikarzami. Do tamtych klas mówili, że była awaria sprzętu i musieli zrobić powtórkę oraz, że zapomnieli zapytać o dane.
- Mam pytanie – odezwała się jedna z dziewczyn.
- Jakie?
- Skąd oni wiedzieli, kiedy mogą wejść do sal? Przecież nie wiadomo kiedy byliby tam nauczyciele, albo rodzice. Mogli się też natknąć na tych drugich reporterów.
- Dobre pytanie – zamyśliła się madame. – Może pomagał im jakiś typ jasnowidza? Wyjaśniało to by też, skąd wiedzieli czy w salach byli już reporterzy. Teraz jednak koniec już tych pytań. Może porozmawiamy o tym po teście. Na razie idźmy tam w ciszy.
    Po tych słowach rozmowy ucichły.  Na dodatek zaczęliśmy schodzić po schodach więc taka rozmowa była już nie możliwa. Schodziliśmy coraz głębiej i głębiej do miejsc które zazwyczaj nie są dostępne dla uczniów pierwszej rangi.  Zeszliśmy gdzieś pięć pięter pod ziemię by potem iść ciemnym słabo oświetlonym korytarzem. Kilka z dziewczyn zaczęło się trząść ze strachu, lecz po chwili madame ich uspokoiła. Doszliśmy w końcu do pomieszczenia o krwisto-czerwonych drzwiach. Kiedy się otworzyły kilka osób wydało dźwięk zdumienia.  Był to okrągły całkowicie niebieski pokój, z wielkim złotym słupem po środku. Wokół tego słupa, który tak naprawdę był komputerem, stało dziesięć krzeseł ze specjalnymi hełmami -skanerami wiszącymi nad nimi.
    Madame weszła pierwsza do sali.  Podeszła bliżej w stronę komputera.  Nagle przed nią pojawił się terminal dostępu.  Zaczęła ona wciskać przyciski przygotowując komputer do działania. W tym samym czasie reszta klasy z niecierpliwości zaczęła ze sobą szeptać. Słysząc to madame głośno krzyknęła.
- Cisza! Zaraz zaczniemy – i cała klasa ucichła. –Niech pierwsze dziesięć osób stanie przed terminalami. Na mój znak usiądziecie i założycie skanery. Po skończonym teście na zdejmiecie hełmy a na nich pojawi się ilość waszych umiejętności. Ci którzy skończą poczekają na resztę koło schodów na parterze. Tam będzie czekał na was wasz wychowawca. Czy wszyscy zrozumieli?
- Tak! – odpowiedziała gwarno klasa.
    Pierwsze dziesięć osób podeszło do terminali. Mnie wśród nich nie było, ale do tej dziesiątki załapał się Michael Brown – klasowy bohater. Dumnie i z wypiętą piersią stanął przed terminalem na wprost od drzwi. Patrzył na wszystkich z góry, a kilka dziewczyn westchnęła z zachwytu. Wyglądał jakby chciał coś powiedzieć, jednak madame go uprzedziła karząc wszystkim zająć miejsca. Maszyna ruszyła. Była ona tak głośna, że ci którzy zostali musieli zatkać uszy. Hałas ten trwał przez około pięć minut później hełmy same poszły do góry ukazując na nich numery. Kilka osób wstając i patrząc krzyknęło z radości lub z zażenowania. Nad trzema osobami ukazała się liczba trzy. Kolejnym dwóm osobom liczba cztery. Szóstka pojawiła się nad czterema osobami, a nad głową Michaela pojawiła się dziewiątka. Jego fanki, aż krzyknęły z zachwytu.
    Madame Shirley szybko wyprosiła tą dziesiątkę i poprosiła następną. Wśród nich znajdowała się Beth. Ja czekałem z tyłu więc dopiero w trzeciej dziesiątce miałem wystąpić. Beth usiadła na miejscu Michaela, zauważyła mnie i lekko się uśmiechnęła. Maszyna ruszyła i znowu zapanował hałas, który znowu trwał pięć minut. Po tym czasie sytuacja się powtórzyła. Tym razem jednej osobie trafiła się dwójka, czterem – trójka, dwóm – czwórka, jednej – piątka, jednej – siódemka, a nad głową Beth pojawiła się dziewiątka. Zadowolona z siebie wyszła uśmiechnięta razem z innymi. Teraz w końcu przyszła kolej na moją, ostatnią grupę. Trafiło mi się miejsca najdalej od drzwi. Na znak usiadłem i nałożyłem hełm. Po chwili maszyna ruszyła. Zacząłem czuć się dziwnie. Gdybym miał to opisać to powiedziałbym, że czułem jakby mi mrówki chodziły wewnątrz głowy. Stawało się to coraz intensywniejsze jak gdyby coraz więcej mrówek trafiało do środka. Siedziałem tak już kilka minut kiedy nagle hełm sam zszedł mi z głowy. W pomieszczeniu pojawiły się czerwone światełka i włączył się alarm.
- Szybko wszyscy wychodzić! – krzyknęła madame. – Doszło do usterki!
    Razem z innymi pośpiesznie udałem się na korytarz. Madame po zamknięciu drzwi przy zamku wstukała jakiś kod i po chwili odetchnęła z ulgą.
- Wszyscy cali? – zapytała.
- Tak! – odpowiedzieliśmy gwarnie.
- Co się stało? – ktoś zapytał.
- Doszło do awarii przy zliczaniu – odpowiedziała madame. –Wasze umiejętności powinny być odblokowane, tylko nie poznacie ich liczby dopóki nie zostanie naprawiona maszyna.
- A ile to potrwa?
- Nie wiem. To zależy od tego jak poważna jest usterka. Nie martwcie się. Nie powinno to mieć żadnego wpływu na wasze zdrowie, choć na wszelki wypadek zostaniecie, tak jak i wszyscy, zbadani. Jednak w waszym wypadku badanie będzie bardziej szczegółowe.
- A czy będziemy musieli poddawać się temu testowi jeszcze raz?
- Z tego co mi się wydaje,  to chyba nie. Dane powinny być zachowane w bezpiecznym miejscu na komputerze. Problem teraz polega na tym by je odzyskać. Jak się czegoś dowiemy to zostaniecie poinformowani, a teraz dołączcie do reszty. Ja pójdę za wami jak tylko wykonam telefon.
    Jak na grzecznych uczniów przystało zrobiliśmy co nam kazała. W drodze kilka osób zastanawiało się co teraz będzie, ja jednak byłem lekko ucieszony, chociaż nie znałem powodu mojej radości. To tak jakby coś w środku mówiło mi, że jeszcze na to nie pora. Zanim doszliśmy do miejsca spotkania madame nas dogoniła. Już na wstępie kilka osób zaczęło się pytać o nasze wyniki. Sun, która była w mojej grupie, opowiedziała o awarii.
- I co będzie teraz? – ktoś zapytał wychowawcę.
- Jak coś będziemy wiedzieć to damy wam znać – odpowiedział ze spokojem.
- A czy coś takiego już miało miejsce? – zdecydowałem się zapytać zauważając po tym uśmiech Beth.
- Z tego co wiem, to pierwszy taki przypadek.
- A czy pan nie przyjmuje tego nazbyt spokojnie? Przecież mogło nam się coś stać – ponowiłem pytanie.
- Chłopcze. Gdybyś przeżył tyle bitew co ja, to wiedziałbyś, że spokój czasem może uratować życie.
- A w klasie pan nie jest spokojny – ktoś zażartował i reszta się roześmiała, lecz dzięki temu napięcie minęło.
- A co mamy powiedzieć dziennikarzom? – ktoś po chwili zapytał.
- Dobre pytanie… - zaczął wychowawca i się zamyślił. – Zrobimy tak! Każdy z tej dziesiątki odmówi podania swojej liczby. Co do reszty to czy powiecie dziennikarzom o własnych umiejętnościach to wasz sprawa, ale macie nie mówić o awarii i umiejętnościach innych osób zarówno tej dziesiątki jak i pozostałych. Niech każdy odpowiada za siebie. Zrozumiano?
- Tak! – odpowiedziała jednym głosem klasa.
- Dobrze teraz chodźmy tam. A, i jeszcze jedno. Nie wspominajcie też o tym incydencie z drugimi dziennikarzami, nie chcemy wzbudzać paniki.
    Poszliśmy równo za nauczycielem i madame do sali bankietowej. Sala ta była używana tylko w trakcie rożnych wydarzeń, więc widziałem ją dopiero po raz drugi. Za pierwszym razem było to przy uroczystości rozpoczęcia nauki. Wówczas zrobiła ona na mnie olbrzymie wrażenie. Z wysokiego na trzydzieści metrów sufitu, pełnego różnych malowideł, zwisało trzydzieści diamentowych żyrandoli. Po bokach stało po dwadzieścia monumentalnych, ozdobionych złotymi ornamentami, słupów, koło których na wysokości piętnastu metrów opierały się, rzadko używane, loże honorowe. Wtedy z nich zwisały flagi, krajów z których pochodzili nowo przyjęci uczniowie. Z tyłu stało podium na którym rozmieszczonych było aż dziewięćdziesiąt krzeseł. Za nimi stał już tylko kurtyna.  W pozostałej części sali stały wówczas około czterdziestu rzędów krzeseł po trzydzieści w całym rzędzie, lecz z przejściem przez środek. Gdybym miał podać jej wymiary to w przybliżeniu bym powiedział była ona długa na sto trzydzieści metrów i szeroka na osiemdziesiąt. Czyli trochę większa od boiska piłkarskiego.
    Tym razem było mniej w środku stały ogromne ławy z mnóstwem jedzenia , a na obrzeżach oraz na podium stały bardzo wygodne krzesła. Gości było bardzo dużo. Wśród nich przechadzali się też uczniowie innych klas. Nie tylko tych, które brały udział w teście, lecz także ze starszych klas z uwagi na to, że z powodu testu mieli wolne. W kilkunastu miejscach widać było też kilku ochroniarzy, którzy przybyli z VIP’ami. Pośród przybyłych gości  byli między innymi książę Lucas z Wielkiej Brytanii, vice prezydent USA Michele Watson, premier Zjednoczonej Federacji Europejskiej Paul Adams, gwiazda hard rocka o pseudonimie Kartacz, kilku właścicieli firm produkujących titanusy  i oczywiście piloci szóstego modelu, którzy nadzorowali testy. Był też dyrektor Magnus Mayers. Jego wygląd niejednego by przestraszył. Wyglądem przypominał wojskowego. Miał ponad metr-dziewięćdziesiąt wzrostu i ciemne krótkie włosy. Jego twarz i ręce pokryte były róznymi bliznami, a na prawym oku nosił przepskę.
    Zauważyłem także Isabelle z jej ojcem, którzy po chwili zaczęli do mnie machać. Kiedy nauczyciel dał sygnał by się rozejść wtedy poszedłem zawstydzony w ich kierunku. Spuściłem znacznie głowę i zacząłem przeciskać się przez tłum ludzi. Zanim jednak tam doszedłem zaczepił mnie pewien mężczyzna. Miał on około czterdziestu lat, kruczoczarne włosy i metr osiemdziesiąt wzrostu. Ubrany był w staromodny brunatny garnitur i pasującymi do niego spodniami pokrytymi gdzieniegdzie jakimś białym proszkiem. Na nosie miał okulary. Czuć było od niego alkoholem i benzyną. Ludzie którzy stali obok, szybko uciekli zasłaniając nosy.
- Przepraszam – zaczął zaspanym głosem. – Czy mogę zając chwilkę?
- O co chodzi? – odpowiedziałem nie kryjąc odrazy przed jego zapachem.
- Zajmę tylko kilka sekund – zaczął nieśmiale. – Uważam, że masz w sobie wielki potencjał. Kiedy będziesz gotowy, będziesz wiedział co z tym zrobić.
    Po chwili wyjął z kieszeni małe zielone pudełeczko, wręczył mi je i odszedł w stronę sali. Zastanawiając się co jest w środku otworzyłem je. Był tam dziesięcio-gigowy pendrive oraz wizytówka, a na niej napisane: „ James Iron, wynalazca i pilot szóstego modelu”, a pod spodem dziwny numer składający się z dwudziestu pięciu znaków.  Po chwili przypomniałem sobie coś o nim. James Iron, był najmłodszym z pierwszej dziesiątki pilotów szóstego modelu. Na dodatek on jako pierwszy skonstruował piąty, a także szósty model. Były też niepotwierdzone plotki, że to właśnie on wymyślił i wybudował maszynę do zliczania umiejętności. Znany był również z tego, że pokazywał twarz tylko nielicznym, przez resztę czasu nosił albo maskę albo kominiarkę. Przez wielu uważany za największego geniusza naszych czasów. Przez ostatnie lata nie był jednak zbyt aktywny. Niektórzy nawet uważali go za zmarłego. I on powiedział mi coś takiego. Sam nie mogłem w to uwierzyć.
    Z szokowaną miną podszedłem do Isabelli.  Po drodze rozglądałem się za tym mężczyzną. Po chwili usłyszałem krzyk. To Isabella do mnie krzyczała bo ja byłem myślami gdzie indziej. Lekko tym zszokowany jeszcze przez chwilę dochodziłem do siebie.
- Słyszysz co do ciebie mówię? – powtórzyła.
- Tak słyszę – odpowiedziałem.
- To powtórz co do ciebie mówiłam – powiedziała lekko poirytowana.
- Eee… mówiłaś… zaraz pytałaś mnie o… O co właściwie mnie pytałaś?
- Pytałam cię jak ci poszedł test – na jej twarzy widać było zdenerwowanie. – Najwyraźniej mnie nie słuchałeś.
- O daj już spokój – uspokajał ją ojciec, popił odrobinę wina i mówił dalej. – Pewnie się zamyślił z powodu tych wszystkich sławnych ludzi.
- Przestań go usprawiedliwiać tato. A tak po za tym kim był ten mężczyzna z którym przed chwilą rozmawiałeś. Nigdy go nie widziałam.
- Według jego wizytówki był to James Iron – odpowiedziałem, a oni prawie z miejsca zaniemówili.
- Zaraz mówisz, że to był… Nie wierze. To był…  – mówił z niedowierzaniem jej ojciec.
- Uspokój się tato, bo jeszcze ktoś to usłyszy. A co on od ciebie chciał?
- Nic takiego – skłamałem. – Był pijany i mnie z kimś pomylił.
    Nie chciałem powodować jeszcze większego chaosu. Gdyby się dowiedzieli o tym, że dostałem od niego pendrive i o tym numerze. Przypomniałem go sobie w pamięci. Było to: 7589485283386180082288487. Mógł on nic nie znaczyć, ale mnie zaciekawiło to ustawienie ósemek i siódemek. Stwierdziłem, że zajmę się tym w domu jak zobaczę zawartość pendrive’a.
- A może mi w końcu powiesz o swoim wyniku? – zapytała zniecierpliwiona Isabella.
-Ja nie znam twojego, więc nie powiem ci mojego – odpowiedziałem próbując zatuszować prawdę.
- Widzę, że mamy tu dwie papużki nierozłączki  –usłyszeliśmy nagle zmysłowy kobiecy głos za nami.
    Była to Samanta Whiller, pilot szóstego modelu nowej generacji, znana również z tego, że jest ciemnoskórą, piękną modelką. Miała na sobie wyzywającą czerwoną suknie znanej projektantki. Podała też kiedyś w telewizji swoje wymiary 89-56-90 oraz metr sześćdziesiąt wzrostu. Dlatego od razu wzrok okolicznych gapiów zwrócił się na nas.
- Kogo nazywasz papużkami nierozłączkami? – zdenerwowała się Isabella. – Mnie z nim nic nie łączy.
- Po za tym że jesteście zaręczeni – wtrącił się jej ojciec.
- Ale wiesz – zaczęła Samanta. – Kto się czubi ten się lubi. Wyglądacie mi na świetną parę.
- Ja. Z nim. To się nigdy nie zdarzy.
- Skoro tak to mogę go sobie wziąć. Jest taki słodki – powiedziała wieszając mi ręce na szyi.
- Zostaw go! – krzyknęła Isabella
- Zazdrosna? –odpowiedziała. Po chwili zaczęła mi szeptać do ucha. – Słyszałam o sytuacji z maszyną i przyszłam pomóc. Jeśli będzie o to jeszcze pytać to powiedz, że musisz na chwilę wyjść, a ja zajmę się resztą.
    Nie wiedziałem, skąd ona wiedziała kiedy przyjść, ale uratowała mnie. Postanowiłem więc jej zaufać. Kiwnąłem głową na znak porozumienia. Ona zdjęła ze mnie swoje ręce i zaczęła odchodzić.
- To ja już pójdę. Na razie Bob – mówiła zwracając się do pana Smitha.
- Ale ja nie jestem Bob.
- Dla mnie wszyscy żonaci to Bob – odpowiedziała machając, po czym zniknęła w tłumie.
- Skądś ją znasz tato? – Zapytała Isabella.
- Jest ona córką koleżanki twojej matki. Była kilka razy u nas kiedy byłaś mała. Zajmowała się tobą, gdy przychodziła ze swoją matką.
- Ja jej nie pamiętam.
-Miałaś wtedy rok lub dwa, a ona siedem. Więc nic dziwnego, że jej nie pamiętasz.
    Po chwili przerwał. Najwyraźniej coś się stało, bo wszędzie było słychać głośny szum. Zacząłem się rozglądać w poszukiwaniu źródła zamieszania. Po chwili je znalazłem. Jakiś mężczyzna wbiegł na salę i się przewrócił. Z gwaru rozmów usłyszałem, że miał krew na rękach.
- Cisza! – krzyknął dyrektor. – Pozwólcie mu mówić!
    Gwar rozmów ucichł, ale niepokój pozostał. Kilka osób rozglądało się czekając, aż mężczyzna coś z siebie wydusi. W końcu zdyszanym głosem powiedział.
- Ktoś … ktoś został zaatakowany koło akademików. Były to dwie dziewczyny z pierwszego roku.

Offline

 

Stopka forum

RSS
Powered by PunBB
© Copyright 2002–2008 PunBB
Polityka cookies - Wersja Lo-Fi


Darmowe Forum | Ciekawe Fora | Darmowe Fora
Betonové Jímky Smečno