Forum literackie pisarzy początkujących!

Forum zostało stworzone z myślą dla pisarzy początkujących!

Ogłoszenie

Nabór do grona moderatorów (max 5)

#1 2014-11-05 11:15:12

bobus

Nowicjusz

Zarejestrowany: 2014-11-05
Posty: 1
Punktów :   

Masakra w Pokoju

POKÓJ GOŚCINNY

I

Stan usiadł na taborecie i zerknął na George'a.
- Ciężki dzień?
George był zwalistym, tęgim dwudziestolatkiem. Pomimo młodego wieku, w dość szybkim tempie zaczynał przemieniać się już w europejskiego mnicha.
Jeśli chodzi o fryzurę, rzecz jasna.
George miał żywe zielone oczy, ciemne brwi jastrzębia i wiecznie podrażniony i zaczerwieniony orli nos. Jego współlokator Stan był jego przeciwieństwem. Niski, chudy i żylasty przypominał wyglądem kanałowego szczura albo wychudzoną wiewiórkę.
Na domiar sztampy, na nosie tkwiły mu okulary z grubego szkła, a ubiór stanowiła schludna koszula wpuszczona w za duże sztruksy.
Rysunek na czarnej koszulce Georga wyobrażał ziejącego ogniem smoka umieszczonego w okręgu złożonym z liter układających się w zdania: "Power is Metal".
- Trochę...
- Przemęczają was na tej uczelni. Wrzuciłbyś czasem na luz.
- Mhm - czyli chlał piwo przez cały dzień jak ty, tak? dodał Stan w myślach.
George beknął z cicha, upuścił na podłogę pustą puszkę po piwie i sięgnął za kanapę na której leżał. Po chwili z metalicznym trzaskiem otworzył kolejną puszkę. Z pewnością nie było to dzisiaj jego pierwsze piwo. Z pewnością nie będzie ostatnie.
Niemniej Stan ucieszył się. Lubił gadać z Georgem, a raczej "Dżi", jak nazywali go wszyscy jego i ich wspólni znajomi, kiedy ten był wstawiony. Jeśli Stan miał okazję, też się podpijał i wówczas okazywało się, że dzieli ich masa poglądów na całą masę różnorakich spraw. Działało to na korzyść rozmowy. Konwersacja z kimś kto zgadzałby się z każdym słowem Stana, byłaby dlań nudna.
- Masz jeszcze?
- Co?
- Co, co? Piwo.
- Łał - George uśmiechnął się i sięgnął za kanapę - Budzi się w tobie natura?
- Jaka natura, Dżi?
George podał mu piwo. Napili się.
- A co tam u ciebie? - zapytał Stan usiłując umościć się na taborecie. Przysunął mebel do ściany. Znajdowało się tam okno, które wychodziło na ulicę. Pod oknem umieszczony był kaloryfer. Stan oparł się o niego plecami, ciesząc się ciepłem, które spłynęło na jego wymęczone barki, łopatki, krzyże.
- Jest spoko. Rano sprzedałem parę rzeczy przez internet. Zrobiłem dobry interes, wiesz?
- Jasne. - Stan dopił piwo - Daj jeszcze.
- Wyglądasz jakby cię coś wkurzyło
- Mhm
- No mów. Czekaj, widzę że coś cię gryzie.
George sięgnął za kanapę po raz kolejny. Stan zaczął podejrzewać, że Dżi ma tam coś w rodzaju ukrytego magazynu, bo po chwili na stoliku stojącym przy kanapie wylądowała opróżniona w jednej trzeciej flaszka, i dwa kieliszki.
- Mam jutro kolokwium
- Jebać to, nie można tak ciągle się przemęczać. Masz, napij się i mów co się stało.
Napili się.
- No dobra - alkohol zdążył zadziałać już na chuderlawego studenta. Rozluźnił się jego aparat mowy; nastrój też - Jak wracałem, to miałem wrażenie, że ktoś mnie śledzi.
George parsknął śmiechem. Przechylił flaszkę, nalał im jeszcze po jednym.
- Serio...?
- Mówię ci - Stan pochylił się lekko - Jacyś dwaj faceci szli za mną aż od Trzeciej Alei.
- Po co?
- Szukali ciebie.
George znieruchomiał na moment, z kieliszkiem przy ustach. Wargi miał już ułożone w siurb, i to rozśmieszyło lekko już wstawionego Stana.
- Jaja sobie przecież robię - burknął w końcu, widząc że George nadal nie rozumie
- Kurwa, stresujesz ludzi bez sensu.
Wypił wódkę. Odkaszlnął.
- Dwóch facetów szło za mną. Myśleli, że się nie zorientowałem. Ale zauważyłem, że zbyt blisko się trzymają, podchodzili do losowych miejsc do których ja szedłem. Jestem przekonany na sto procent, że mnie śledzili.
- To pewnie tylko twoja wybujała wyobraźnia - mruknął George - Słuchaj lepiej tego, znalazłem to dzisiaj pod łóżkiem.
George wstał, zachwiał się lekko i podszedł do szafki z płytami. Wyciągnął jedno z plastikowych pudełek, wyjął płytę, opakowanie rzucił Stanowi.
- "Fajne Uszka Czasem Kopią?" - parsknął patrząc na okładkę - Aha, że z pierwszych liter wychodzi "Fuck". Co za gówno...
- Tak? - George umieścił płytę w odtwarzaczu, podkręcił głośność, pokręcił gałkami i włączył utwór trzeci. - To posłuchaj, kurde tego.
Wrócił do kanapy i opadł na nią ciężko. Stan postawił na stoliku swój opróżniony kieliszek. George nalał wódki.

Zapierdalam, zapierdalam
Kulom się nie kłaniam!
Moje życie w szarych barwach
Interesuje mnie surfing na największych falach!
Więc napierdalam, napierdalam
Wszystko mnie jebie,
Na wszystko gruchę sobie co dzień zwalam!

Muzyka była ostra i rytmiczna, wokal piskliwy i ochrypły. Dla Stana był to tylko jazgot. Sztampa musiała się przecież zgadzać: Stan słuchał Bethovenna.
George majtał głową, i otwierał usta udając że śpiewa. Poczerwieniał przy tym i zmachał się. Sięgnął więc po kieliszek. Stan poszedł w jego ślady.
Napili się.

Wypierdolę, wypierdolę
Twoją matkę, córkę, babkę, żonę!
Wypierdolę, wypierdolę
Czemu?
BO MOGĘ!

- Kto pisze teksty? - zainteresował się Stan
- Wokalista.
- Aha. A reszta bandu co na to?
George zrobił zdumioną minę.
- Skąd mam wiedzieć?
- Bo ten, no widziałem cię parę razy z jakimiś kolesiami. Punkami, tak?
- No?
- No to myślałem że to oni, zresztą mniejsza lej wódkę.
George nalewał, a Stan nieco ściszył muzykę.
- Ziomuś, a ty wiecznie lecisz tylko z klasyką, co? - zapytał George unosząc kieliszek.
- No - Stan był więcej niż wstawiony. Chwiał się lekko na taborecie. Ujął kieliszek w lewą rękę, stuknęli się i napili.
- Ach jak dob...
BANG! BANG!
Niemalże pusta butelka eksplodowała nagle. Szyba w oknie pękła, rozprysła się na wszystkie strony. George padł na kanapę, Stan na podłogę.
- CO JEST KURWA!?
BANG! BANG!
Stan rzucił się w bok, wpadając na szafkę z płytami. George skulił się na kanapie, i chwyciwszy poduszkę położył ją sobie na głowie i mocno przyciskał. Szafka zachybotała się niebezpiecznie.
BANG BANG!
Trafili w kaloryfer, pocisk rykoszetem odbił się w odtwarzacz muzyki. O dziwo nie uciszył wcale wokalisty.

Napierdalam
Napierdalam
Napierdalam

- ZAMKNIJCIE TO JEBANE GÓWNO! - wrzasnął ktoś obcy.
BANG! BANG!
George wył jak potępieniec, Stan znowu rzucił się w kompletnie losowym kierunku, pociski jakiegoś niewielkiego kalibru trafiły w ścianę zostawiając w niej żłobienia, które Stan widywał na ścianach nieodnowionych budynków z zeszłego stulecia.

Napierdalam
Napierdalam
Napierdalam

Wokalista śpiewał to jedno słowo coraz wyżej i głośniej, za kazdym kolejnym razem stając się coraz bardziej irytującym. Kapela oczywiście szła razem z nim i jazgot był nie do wytrzymania.
BANG BANG BANG BANG BANG
George zapiał jak wokalista na szesnastym powtórzeniu, wierzgnął całym ciałem.
Tym razem oddali całą salwę, pociski podziurawiły ściany, stolik, zmiotły kieliszki i pelargonie z parapetu. Stan znowu wpadł na szafkę, tym razem przewaliła się na niego i razem z nią upadł na dywan. Wycie Georga umilkło jednocześnie z wrzaskami wokalisty. Utwór dobiegł końca. Stan leżał na ziemi przygnieciony wąską, wiklinową szafką. Krawędzie pudełek płyt cd wbijały się boleśnie w jego ciało. Stan milczał. George też, wciąż przyciskając do głowy poduszkę.
Po paru chwilach, w przeciągu których studenci nie odważyli się nawet odetchnąć powietrzem, ktoś nacisnął klamkę w drzwiach, i do pokoju wszedł wysoki mężczyzna ubrany w garnitur.
Z odtwarzacza dobiegły pierwsze dźwięki utworu numer cztery. Okazało się, że była to ballada.

Zanim powiesz,
Że utraciłem
I że straciłem
Pamiętasz mnie?

Stan, spod półprzymkniętych powiek zobaczył, jak obcy mężczyzna unosi dłoń w której błyszczał pistolet, i mierzy zeń do odtwarzacza. Rozległ się kolejny huk wystrzału. George załkał spod poduszki, a Stan poczuł jak wilgotnieją jego spodnie na kroku. Rozpłakał się cicho. Nie miał już siły udawać cokolwiek.
- Witajcie - mężczyzna w garniturze przestąpił zwalone doniczki, chwycił wiklinową szafkę i dźwignął ją z podłogi. Wszystkie pudełka cd wypadły z półek, i utworzyły kopiec na piersi Stana.
- Wybacz...
Mężczyzna wyciągnął dłoń do studenta. Kiedy ten nie wyciągnął swojej, obcy chwycił ją i z niesamowitą siłą postawił chłopaka do pionu. Płytki cd zabrzęczały na podłodze.
- Cześć, Stan - powiedział się mężczyzna i uśmiechnął się.
Student zmierzył go przerażonym spojrzeniem. Obcy był jakby... Typowy. Jeśli Stan miałby wymyślić na poczekaniu jakiś określony wizerunek typowego i zadbanego mężczyzny, to właśnie tak by go sobie wyobraził. Równy przedziałek z boku głowy, regularne, rzadkie brwi. Orzechowe oczy, minimalnie za długi nos, wąskie usta, regularne rysy twarzy. Zwyczajne proporcje ciała, nieco zbyt długie ręce. Zadbane paznokcie.
I nie, Stan nie był gejem.
Po prostu zwyczajność nieznajomego mężczyzny była aż groteskowa i przykuwała uwagę. Garnitur też miał oczywiście typowy, nie za drogi nie za tani. Krawat idealnie zwykły, w czarnej barwie. Buty wyczyszczone na połysk, sznurówki idealnej długości, zawiązane w idealnie tak samo, w malutkie kokardki.
- D-d-dlaczego... Nie zabijaj mnie! - wydarł się w końcu Stan.
- Oczywiście, że tego nie zrobię.
- Hę? - Stan doznał uczucia niewymownej ulgi, pomieszanej z kompletnym niedowierzaniem. Poczuł przypływ nadziei, wiedząc równocześnie, że nie ma szans na to, by nieznajomy mówił prawdę... Przecież władował w nich z trzy magazynki naboi. To w zasadzie cud, że oni jeszcze...
W tym momencie poczuł ciepło, gdzieś w dole.
Zamarł, a potem spojrzał w dół.
Wcale nie zsikał się w majtki, jak sądził wcześniej. Został po prostu podziurawiony kulami, przynajmniej sześcioma, które tkwiły teraz głęboko w jego ciele mniej więcej na poziomie bioder i wyżej... Na poziomie niezbędnych do życia organów wewnętrznych. Ciepło, które poczuł wcale nie pochodziło od moczu, ale od krwi. To czemu jeszcze nie upada? Czemu stoi? Szok go utrzymuje przy życiu?
- Nie muszę was zabijać, bo już jesteście martwi - powiedział nieznajomy, cichym, spokojnym i bardzo łagodnym głosem. - A ja po prostu jestem śmiercią.
Stan otworzył usta a potem je zamknął.
- Kto do nas strzelał?
Chuderlawy student zdał sobie nagle sprawę, że George wstał i stoi teraz koło niego. Oberwał w głowę, pociski - przynajmniej dwa - odłupały mu spory fragment tylnej części czaszki. Spoza włosów wystawały postrzępione kawałki skóry i białej kości. Krew obficie ściekała mu po karku i wpływała za kołnierz koszulki.
- Nie wiem, i właśnie dlatego z wami rozmawiam, a nie od razu zabieram... dalej - powiedziała spokojnie Śmierć, a jej spojrzenie stało się surowe.
- J-ja wiem - powiedział Stan - Tych dwoje, ci którzy mnie śledzili dzisiaj! Ale czemu ja to mówię!? Nie chcemy stąd odchodzić! - dodał płaczliwie.
- Ale to nie moja wina! - usprawiedliwił się Śmierć - To nie ja was zabiłem, generalnie nie zabijam, bo po co...
- To wszystko nie trzyma się kompletnie kupy - parsknął George, ignorując Śmierć, dziwnie spokojny. - Kompletnie, kurwa, bez sensu. Czemu zrobili nam ze ścian sito? Po chuja strzelali tyle? Dlaczego nie weszli, nie dali nam po kulce, albo kurwa nie wiem, to jest BEZ SENSU!
- Jest - kiwnął głową Śmierć - Tym bardziej, że przejrzałem sobie waszą przeszłość i generalnie nie mogę ustalić kto was tak... efektownie zamordował.
- Co teraz będzie? - zapytał Stan cichutko i bardzo cienko.
- Czy to nie oczywiste? Muszę się dowiedzieć kto was załatwił. - Śmierć rozłożył ręce w geście bezradności - Bo muszę ich odnaleźć.
- Po co?
Śmierć spojrzał na Stana tak, jak patrzy się na opóźnione w rozwoju dziecko.
- A po co miałaby ich odwiedzać śmierć? Już tłumaczę: Widzicie, dosłownie dziesięć sekund po tym jak was rozwalili... albo rozwalił; bo nie wiem ilu ich było...  Ktoś zabił i ich. Poszło falą. No i zrobił się galimatias, dotarłem do was, a oni zdążyli się zmyć. Nie mogłem zabrać ich dalej. Coś się schrzaniło, i teraz biegają gdzieś jako duchy po mieście.
- To się kompletnie nie trzyma kupy - mruknął George, ale Stan wzruszył ramionami.
- Czyli mamy się dowiedzieć kto nas załatwił, tak?
- Mniej więcej. Cofnę was o parę godzin w czasie, wy zaobserwujecie i znajdziecie podejrzanych... Prześledzicie ich działania, a potem kiedy będziecie pewni, że to oni, poinformujecie mnie. Wtedy wrócimy do teraźniejszości, szybko was sprzątnę, potem ich i będzie spokój.
- Gdzie... - George przełknął ślinę - Gdzie nas zabierzesz?
- Dalej.
- To znaczy?
- Zależy od tego jak was osądzę na podstawie waszego życia. Jeśli wyjdziecie na plus to pójdziecie, gdzie będziecie chcieli. Jak nie, to traficie do mojej piwnicy i zrobię sobie z was seks lalki.
I Śmierć znikł, po prostu rozpłynął się w powietrzu. Stan i George spojrzeli na siebie kompletnie otumanieni.
- Masz jeszcze wódkę? - zapytał ochryple Stan, a Dżi dzielnie sięgnął za kanapę i wyłowił zza niej butelkę wypełnioną bursztynowym płynem.
- Whisky. Miała być na specjalną okazję...
- Możemy w ogóle pić?
- Jasne, że tak. Nie widzisz, że w rzeczywistości duchy wcale nie są... jakby to powiedzieć... Takie jak nam się wydaje po obejrzeniu iksowej ilości filmów?
- Duchy?
- No my, Stan! Jesteśmy duchami! Jesteśmy martwi, spójrz kurwa na moją głowę!
- No... nalej.
Napili się.

Offline

 

Stopka forum

RSS
Powered by PunBB
© Copyright 2002–2008 PunBB
Polityka cookies - Wersja Lo-Fi


Darmowe Forum | Ciekawe Fora | Darmowe Fora
https://dominikasurma.pl/ yorki psy mpowerclub