Forum literackie pisarzy początkujących!

Forum zostało stworzone z myślą dla pisarzy początkujących!

  • Nie jesteś zalogowany.
  • Polecamy: Gry

Ogłoszenie

Nabór do grona moderatorów (max 5)

#1 2016-07-05 22:47:22

 pisze2211

Nowicjusz

Zarejestrowany: 2016-07-05
Posty: 4
Punktów :   

prolog do jednej z moich ksiażek

Piszę kilka różnych książek w wolnych chwilach dla relaksu. Chciałbym poznać waszą opinie dla prologu jednej z nich. Tymczasowo nazwałem ją Zabójcy Zodiaku.

Prolog – Czarny Strzelec
Pole bitwy. Słychać szum karabinów i wystrzały dział. Środkiem ulicy biegnie kilkunastu terrorystów. Za nimi jadą dwa nowoczesne czołgi. W tym samym momencie z dachu jednego z pobliskich budynków dochodzi szum wystrzału. Pocisk odbija się od ściany i chwile później trafi w czołg, który nagle eksploduje. Drugi strzał. Dla strzelającego kula poruszała się jakby w zwolnionym tempie. Trafiła w okno pewnego budynku, w środku odbiła się od ramy piętrowego łóżka i wyleciała drugą stroną. Podobnie jak to zrobiła pierwsza kula, tuż po odbiciu zaczęła zmieniać kształt. Czołg nagle stanął, w tym momencie normalna kula nie trafiła by silnika. Jednak pocisk zaczął zachowywać się jak żywy. Minimalnie zmienił trajektorie co umożliwiło mu idealne trafienie w silnik. Doszło do kolejnego wybuchu.
Strzelec wstaje i składa swój karabin do plecaka. Z wewnętrznej kieszeni kurtki wyjmuję mały pistolet. Obraca się i strzela dwa razy w stronę otwierających się drzwi. Trafia dwóch terrorystów. Ponownie chowa swój pistolet. Bierze plecak i biegnie w stronę krawędzi dachu. Skacze daleko i trafia na metalową klatkę schodową. Ponownie wyjmuje swój pistolet i strzela cztery razy w dół. Kolejne cztery osoby padają trupem. Biegnie do góry zmieniając przy tym magazynek. Słychać nadchodzące z góry kroki. Strzelec zatrzymuję się. Spod kurtki wyjmuje przymocowany tam karabin maszynowy. Czeka trzy sekundy i strzela serią. Spada na niego deszcz krwi. Ponownie zaczyna się wspinać. Na dachu trafia na pięć trupów. Koło jednego z nich leży włączone radio. Strzelec podnosi je. Pośród szumów słychać jedno zdanie. Jest to rozkaz do odwrotu.
Nagle wystrzał z działa trafia w budynek na którym przed momentem stał strzelec. Zaczął on upadać na budynek w którym mężczyzna aktualnie się znajdował. Doszło do zderzenia i wstrząsu. Strzelec w pośpiechu zaczął biec w przeciwną stronę. Od następnego budynku dzieliła go cała ulica, a cały wysoki budynek, na którym stał, spadał właśnie na nią. Tuż przed jego całkowitym zawaleniem mężczyzna skoczył z krawędzi dachu. Leciał tak przez chwile, by rozbić okno jednego z pokoi pobliskiego szpitala. Chmura pyłu i huk dział pozwolił zataić jego pozycje. Strzepnął on z siebie resztki szkła. Wstając zauważył że niewielki jego kawałek utknął mu w udzie. Jako że to był szpital postanowił znaleźć apteczkę. Trzymając w jednej ręce pistolet a w drugą podtrzymując nogę wyszedł na korytarz. Nikogo tam nie było. Kuśtykając powoli zaczął szukać gabinetu lekarskiego. Nieświadomy niczego zostawiał za sobą trop ze swojej krwi.
Po kilku minutach znalazł to czego szukał. Łokciem stłukł szybę w szafce z lekami, wziął co potrzebował i zaczął opatrywać swoją ranę. Zauważył wówczas pozostawiony przez niego ślad. Odsunął się jak najdalej od drzwi, kładąc koło siebie swój pistolet. Po opatrzeniu rany chwilę odpoczywał. Nagle usłyszał zbliżające się kroki. Przygotował więc swój pistolet. Na wszelki wypadek wyjął też karabin. Ustawił się też w miejscu dogodnym do strzału. Po chwili do pokoju wparowały dwie osoby z karabinami maszynowymi. Z miejsca zauważyły strzelca, jednak żadna ze stron nie pociągnęła za spust. Byli to sojusznicy, którzy wdarli się do budynku.
- Witam specjalny oficerze! – zasalutował jeden z nich. – Terroryści się wycofują. My mamy cię zabrać do kwatery polowej.
- Rozumiem – odpowiedział pewnym głosem specjalny oficer.
    Drugi z mężczyzn pomógł mu wstać z podłogi. Wyszli z pokoju. Na korytarzu stało jeszcze trzech innych żołnierzy. Zasalutowali oni i wszyscy razem poszli w kierunku wyjścia. Na ulicach dochodziło jeszcze do sporadycznych potyczek. Po wyjściu z budynku dwóch żołnierzy skierowało się na front. Reszta z nich przyjęła formacje wokół specjalnego oficera i skierowała się w przeciwną stronę. Po piętnastu minutach doszli do kamienicy w której znajdował się sztab polowy. W środku na oficera czekało czterech dowódców, w tym jedna kobieta. Przyglądali się oni planowi miasta i gwarnie o czymś rozmawiali.
- Specjalny oficer John Bullet melduje się na rozkaz – powiedział  i zasalutował strzelec.
- Dobra robota – odpowiedział jeden z dowódców salutując mu. – Nie będziesz miał jednak długiego odpoczynku. Za trzy godziny rozpoczynamy ostatni szturm.
- Rozumiem. Jakie rozkazy?
- Twoim zadaniem będzie dostanie się do punktu B1 – powiedział drugi dowódca wskazując miejsce na mapie. – Po drodze możesz natrafić na opór, więc dostaniesz wsparcie.
- Co dalej?
- Jak tam dotrzesz rozstawisz swój sprzęt i wspomożesz naszych – powiedział trzeci z dowódców.
- To wszystko?
- Jeszcze nie –zaczęła kobieta dowódca. – Gdy będziesz mógł eliminuj ochronę w bazie terrorystów, ale tak by oni się nie spostrzegli. Postaramy się zakłócić ich sygnał tak aby się nie spostrzegli co ich czeka. Jak wszystko przygotujesz zajmiesz się ich dowództwem. Chcemy ich złapać żywcem, więc resztę pozostawiamy tobie. A teraz rozejść się!
- Rozumiem! – i odszedł.
    Trzy godziny strzelec spędził na przygotowaniach. Wziął potrzebny sprzęt i upewnił się, że noga nie będzie mu przeszkadzać. Na zewnątrz zapadł już mrok. Jednak pośród ciemności widać było różne światła świadczące o trwającej walce. Operacja już się zaczęła. Mężczyzna szybko pobiegł w kierunku czekającego na niego wsparcia. Liczyło ono pięć osób, w tym jedną kobietę. Wszyscy byli zamaskowani i trzymali karabiny.
    Nie czekając ani chwili drużyna wyruszyła do akcji. Krótko cieszyli się oni spokojem, bo po pięciu minutach marszu natrafili na wrogich maruderów. Spotkali ich niedaleko ruin szkoły. Kryjąc się  za gruzami terroryści trzymali sojusznicze wojska w defensywie. Pobliskie domy nie były wysokie i większość leżała w gruzach więc użycie snajperki nie wchodziło w grę. Z raportu jednego z żołnierzy wynikało, że w pobliżu terroryści mieli ukryty arsenał, dlatego akcja się opóźniła. Z powodu dużej ilości zawalonych budynków przejście obok szkoły było najszybszym i najpewniejszym przejściem do punktu B1. Obejście szkoły zajęłoby około godziny, a tyle czasu nie mieli.
    Terrorystów było około dwudziestu, a razem z drużyną sojuszniczych wojsk było czternastu. Cisza radiowa uniemożliwiała wezwania posiłków więc musieli oni samemu zająć się wrogiem. Wymiana ognia wciąż trwała, lecz nie po obu stronach nie było ofiar. Zniecierpliwiony specjalny oficer zdecydował się na działanie. Szkoła znajdowała się na skrzyżowaniu dróg i była otoczona wysokim murem. Na każdej z ulic około sto metrów od narożnika znajdowały się wejścia skąd strzelał nieprzyjaciel.  Wojska sprzymierzone kryły się za gruzami i wrakami samochodów znajdującymi się przy murach na przeciwległej stronie skrzyżowania. Najniebezpieczniejszym miejscem które było także największą słabością terrorystów było naroże murów. Tam właśnie postanowił się udać strzelec.
    Nie czekając na decyzje swojej drużyny wziął on z pobliskiej skrzynki z bronią dwa ręczne karabinki maszynowe i parę granatów. Po chwili stanął obok wraku i wyczekiwał momentu kiedy przeciwnik będzie musiał zmienić magazynki. Jak tylko nastała cisza szybkim krokiem, nie zważając na protesty pobliskich żołnierzy, ruszył w kierunku wspomnianego miejsca z pochyloną głową. Widząc to pozostali członkowie drużyny nie mieli wyjścia i skupili się na wsparciu. Oficerowi udało się niepostrzeżenie dotrzeć do celu i ustawił się po jednej ze ścian. Widząc co zamierza drużyna skoncentrowała ostrzał na bliższym do niego wejściu. Idąc przy ścianie strzelec niebezpiecznie zbliżał się do wejścia. Będąc jakieś dwadzieścia metrów od celu ostrzał się urwał. W tym momencie trzech nieświadomych niczego terrorystów wystawiło głowy zza muru. Poszło sześć strzałów i cała trójka padła trupem mając podziurawione czaszki. Nie czekając ani chwili oficer rzucił za mur granat i biegnąc z całych sił pognał na skos przed wejście. Zdziwiona tym wyczynem grupka terrorystów nie miała nawet chwili wytchnienia kiedy poleciały w ich kierunku kule. Strzały plus wybuch granatu sprawiły, że przy tym wejściu nie było już żywych terrorystów.
    Widząc dającego znak oficera, reszta jego drużyny pognała w jego kierunku. Chowając się ponownie za murem strzelał on do nadciągających od strony budynku terrorystów. Kiedy drużyna się połączyła razem wyskoczyła zza murów biegnąc w stronę drugiego wejścia strzelając do pobliskich wrogów. W tym czasie z zewnętrznej strony budynku do szturmu ruszyli żołnierze. Złapani w kleszcze terroryści nie mieli innego wybory tylko poddać się. Szkoła została przejęta i została otwarta droga do punktu B1. Nie było jednak czasu ani na świętowanie, ani na zruganie zachowania oficera. To był dopiero początek akcji, więc nie tracąc ani chwili po zebraniu dodatkowych magazynków drużyna wyruszyła dalej. Najwyraźniej obrona tej strefy była skupiona wokół zdobytej szkoły bo idąc na miejsce drużyna napotkała tylko sporadyczny opór.
    Największy problem czekaj jeszcze przed nimi. W punkcie B1 znajdował się najwyższy w tym afrykańskim miasteczku budynek. Była to filia pewnej firmy zbudowana przed przejęciem miasteczka przez grupę terrorystów. Budynek miał siedem pięter i z powodów strategicznych stanowił zapewne drugą linie obrony wroga. Drużyna zbliżając się do niego zauważyła barykadę a przy niej uzbrojonych terrorystów. Szybko znaleźli sobie kryjówkę wśród okoliczny budynków unikając przy tym wykrycia. W porównaniu do terenów obok szkoły, tu żołnierze mogli sobie pozwolić na większą swobodę. W tej części miasta nie doszło jeszcze do walk, więc okolica była w prawie nienaruszonym stanie. Do osiągnięcia celu brakowało im dwóch skrzyżowań. Na ulicach były porozstawiane różne samochody, a wejścia do pobliskich domostw były pootwierane, czyli kryjówek było aż nadto. To jednak najbardziej niepokoiło. Taka beztroska mogła świadczyć o zastawionej pułapce.
    Chmury zasłoniły księżyc, który był dziś w pełni. Drużyna wykorzystała to by podkraść się do najbliższych samochodów. Na razie wszystko szło gładko i nieostali zauważeni. Jedyna kobieta w oddziale wyjęła lornetkę z noktowizorem i zaczęła rozglądać się wokół za ukrytymi oddziałami nieprzyjaciela. Z powodzeniem udało jej się odkryć lokalizacje trzech z nich. Mogło być ich jednak znacznie więcej. Jeden z nich był najwyraźniej sam, wiec kobieta wskazała lokalizacje strzelcowi. Nie czekając ani chwili wycelował i strzelił. W tym samym czasie nieopodal usłyszeli oni odgłosy wystrzału armat. Sprawiły one, że z budynku w którym był zastrzelony terrorysta, w jednej chwili uciekła grupa przerażonych szczurów. Widząc to jeden z terrorystów strzelił w ich kierunku zabijając kilka z nich. Sprawiło to że dwa z nich oddzieliło się od grupy. Nagle drużyna usłyszała huk, a dwa szczury padły martwe. Wynikało stąd, że droga jest zaminowana. Z tym przeprawa stała się trudniejsza.
    Wycofali się na chwilę zza jeden z budynków. Po chwili od strony szkoły nadeszły posiłki – sześciu żołnierzy, w tym jeden z rakietnicą, trzech z karabinami, jeden oficer medyczny oraz saper. Bez zwłoki drużyna wymieniła się z nimi informacjami. Najwyraźniej posiłki przyjdą później bo z niewiadomych względów za nimi pojawiła się garstka terrorystów. Wszystko wskazywało na to, że przemieszczali się oni kanałami. Po chwili namysły ustalili plan. Drużyna specjalnego oficera miała spróbować przejść kanałami, a wsparcie miało utrzymywać pozycje, rozminować przejście i postarać się odwrócić uwagę terrorystów. Zejście do ścieków znaleźli niedaleko, było jednak ono zaspawane. Jedynym wyjściem było wysadzenie go, jednakże prawdopodobnie sprowadziło by na nich większe niebezpieczeństwo. Nie było jednak czasu na wahanie. Saper podłożył ładunki i odpalił. Łut szczęścia sprawił, że w tym samym czasie słychać było strzały z armat.
    Nie czekając ani chwili drużyna weszła do kanałów nakładając na oczy noktowizory. Po zejściu nie widzieli żadnych terrorystów. Za sobą i przed sobą mieli dwa rozwidlenia. Podzielili się na dwie grupy i poszli je zbadać. Grupa z przodu natrafiła tuż za rozwidleniem na terrorystów. Szli oni od strony budynku. Znowu narażając się na niebezpieczeństwo, oficer wybiegł zza zakrętu trzymając dwa pistolety. Oddał zaledwie siedem strzałów i trafił wszystkich terrorystów w głowy. Najwyraźniej dobrze zrobił bo jak się zbliżyli, zauważyli podłożone ładunki. Najwyraźniej terroryści zamierzali wysadzić przejście, jednak szybka akcja oficera uniemożliwiła im to. Obok jednego z nich znaleźli też mapę kanałów. Dwie osoby spośród drużyny przebrało się za terrorystów i ruszyli oni w stronę wyjścia z kanałów. Kiedy byli przy włazie, wspomniana dwójka zbliżyła się do niej a reszta ukryła się. Nad włazem kręciło się trzy osoby z karabinami. Przebrani żołnierze wyszli na zewnątrz. Najwyraźniej wyjście ze ścieków stało z boku budynku i było niewidoczne dal pozostałych terrorystów. Kiedy po raz kolejny słychać było huk dział przebierańcy zaatakowali.  Nożami przebili serca dwóch pobliskich strażników. Trzeci chwilę zdezorientowany nie wiedziało się dzieje. Widząc po chwili padających  na ziemie towarzyszy złapał za karabin. Nagle z kanałów wyskoczył specjalny oficer i rzucił nożem w terrorystę trafiając go między oczy. Upadając na ziemi mimowolnie pociągnął on za spust. Rozległa się głośna seria. Jakby tego było mało jeden z żołnierzy został przez nią ranny w ramię. Zza muru wyskoczyło siedmiu terrorystów z karabinami. Żołnierze zmuszeni zostali do rzucenia broni. Kiedy sytuacja wydawała się bez wyjścia terroryści upadli na ziemię. Zza nimi coś wybuchło rzucając nimi o ziemię. Była to rakieta wystrzelona przez sojuszniczy oddział. Przebrani żołnierze szybko podnieśli broń i dokończyli dzieła.
    Z kanałów wyszli pozostali członkowie drużyny i wszyscy skierowali się w stronę wejścia do budynku. Najwyraźniej rakieta zrobiła swoje, bo wokół wejścia leżały tylko martwe postrzępione i porozrywane ciała. Nie tracąc ani chwili weszli do budynku i znaleźli się w holu. Ich celem był dach budynku. Przeszli oni powoli obok stanowiska dyżurnych budynku i skierowali się na schody. Pomimo, że budynek miał windę była to pewniejsza droga. Do trzeciego piętra nikogo nie zastali. Od czwartego do ostatniego piętra natrafiali na niewielkie grupy terrorystów i pokonywali ich bez większych trudności. Na dachu budynku nikogo nie spotkali. Od teraz zadanie należało do strzelca. Dwie osoby pozostały na straży, a reszta wyruszyła by przeczesać budynek. W tym czasie snajper rozstawił swój sprzęt.
Strzelanie w nocy nie należało do najłatwiejszych, zwłaszcza że księżyc zasłoniły chmury. Po przygotowaniu karabinu snajper rozejrzał się po polu bitwy używając lornetki z noktowizorem. Do starć dochodziło w pięciu miejscach. Żadna z tych grup nie dotarła jednak do kwatery głównej terrorystów, która była celem strzelca. Była to niewielka willa otoczona ogrodem i wysokim murem. Pierwotnie należała ona do właściciela firmy na której budynku aktualnie znajdował się strzelec. Miała on jedno piętro, sporo okien i lądowisko dla helikopterów na dachu. Odległość dzieląca snajpera w linii prostej była ok. półtora kilometra. Naliczył on w parku siedmiu terrorystów. Do zakończenia wstępnego rozpoznania zostało mu sprawdzenie wnętrza budynku. Odłożył on lornetkę na bok i zamknął oczy. Przez chwilę ich nie otwierał siedząc w pełnym skupieniu. Kiedy w końcu je otworzył zmieniły one barwę na krwistoczerwoną. Spojrzał on w stronę budynku. Ściany znikały z przed jego wzroku jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Widział on ludzi w budynku tak jakby tam był. Po dogłębnym przeszukaniu budynku i znalezieniu celów zamknął i ponownie otworzył oczy . Powróciły one do swojego dawnego piwnego koloru. Ta umiejętność miała jednak swoje wady. Po krótkiej chwili głowę strzelca przeszył potężny ból. Przez kilka następnych sekund był on bezbronny i nie mógł on przestać trzymać się za głowę. Kiedy już się z tego otrząsnął przypomniał on sobie rozmieszczenie poszczególnych osób w budynku. Trzy główne cele, które miał unieszkodliwić, znajdowały się w gabinecie po zachodniej stronie budynku. Oprócz nich budynek patrolowało dziewięciu terrorystów, a przy wejściu na dach czyhało jeszcze dwóch terrorystów gotowych na ataki z powietrza.
Strzelcowi do rozpoczęcia operacji brakowało tylko jednego: aby jedna z drużyn atakujących dostatecznie zbliżyła się do kwatery terrorystów. Szybko skierował on karabin w kierunku grupy, która była najbliżej i zaczął strzelać. W pięć minut ustrzelił ponad dwie trzecie terrorystów. Miał on zamiar dokończyć robotę kiedy w oddali zaczął słyszeć dziwne krzyki i strzały. Skierował pośpiesznie swój karabin w stronę źródła dźwięku, którym była siedziba terrorystów. To co zobaczył zaskoczyło go. Grupa terrorystów została zaatakowana przez zwierzęta.  Były wśród nich lwy, tygrysy, lamparty i goryle. Z wielką zaciekłością nacierały one na przerażonego wroga, który na sam widok zaczął panikować strzelając gdzie popadnie.  Zwierzęta te najwyraźniej polowały na ludzi bo po zabiciu jednego z nich od razu go zostawiały i atakowały następnych. Widząc rozwój sytuacji strzelec zaczął  pomagać terrorystom. Po zabiciu jednego z goryli zobaczył skrywająca się tuż za nim postać. Nie było to żadne ze zwierząt, ani też terrorystów. Sylwetką przypominało człowieka, lecz nim nie było. Strzelec korzystając z celownika przyjrzał się owemu monstrum. Twarz miał wydłużoną jak u lwa koloru złotego. Ze szczęki wystawały kły. Wokół głowy miał blond grzywę. Nosił na sobie płaszcz przeciwdeszczowy zakrywający prawie całe ciało. Spod rękawów widać było jednak nienaturalne żółte i zarośnięte dłonie z długimi pazurami. Po całych oględzinach można o nim było powiedzieć, że to krzyżówka człowieka z lwem.
Stwór nagle skierował wzrok w stronę strzelca. Pomimo odległości  musiał on go instynktownie wyczuć ponieważ na jego twarzy pokazał się wyraz gniewu. Strzelec też to zauważył i skierował karabin w jego stronę. Był on pewny swoich umiejętności snajperskich, więc to, że jego cel patrzy na niego nie miało dla niego żadnego znaczenia. Kilka sekund trzymał go na muszce, czekając na dobrą pozycję do strzału. Patrząc na swojego przeciwnika ciało strzelca zaczęło lekko drżeć, ręce się spociły, a on sam zaczął ciężko oddychać. Pierwszy raz coś takiego mu się przytrafiło. Na samą myśl o stojącym przed nim przeciwnikiem zaczął się uśmiechać i bać jednocześnie. Czuł się jakby stanął nieuzbrojony, twarzą w twarz z dziką bestią. Kiedy ów stwór się lekko poruszył z lufy karabinu wyleciał pocisk. Jakby w zwolnionym tempie strzelec widział go przelatującego pomiędzy budynkami i zmieniającego kształt w spiczasty aby jeszcze bardziej przyśpieszyć i zwiększyć moc penetrującą. Powoli zbliżał on się do stojącego na końcu jego drogi stwora. Kiedy był już na wysokości jego oczu kilka centymetrów przed nim, potwór zamknął oczy. To co się stało po chwili zdarzyło się po raz pierwszy w karierze strzelca. Potwór w ostatniej chwili uchylił głowę sprawiając że pocisk ominął go i trafił pobliskiego goryla.
Strzelec gotów był już strzelać drugi raz gdy nad sobą usłyszał dziwny skrzek.  Nad nim pojawiło się stado jastrzębi, orłów i sępów, gotowych zapolować na swoją ofiarę. Widząc to złapał on za podręczne karabinki, strzelając do ptaków zaczął uciekać on w stronę drzwi.  Obracając się za siebie zauważył jak jeden z ptaków zrzuca z dachu jego karabin snajperski z dachu. Szybko wbiegł on za drzwi i pośpiesznie je zamknął. Żołnierze, którzy czekali na schodach spojrzeli na niego ze zdziwieniem. Snajper nagle zaczął się śmiać. Po raz pierwszy od dawna zdarzyło mu się nie trafić w cel.
- Co się stało? – zapytał żołnierz, który wcześniej został ranny.
- Ktoś uchylił się przed moim pociskiem – odpowiedział nie przestając się uśmiechać.
-A co z misją?
-Zawiodłem. Na razie musimy się stąd szybko wynosić.
-Czemu? Co się stało?
- Nie mam czasu  by wam tego tłumaczyć. I tak byście mi nie uwierzyli.
    Ruszyli szybko na dół. Po drodze spotkali resztę drużyny, która zakończyła już swoje zadanie. Bez żadnych przeszkód wyszli z budynku. Na placu przed nim stali sprzymierzeni żołnierze, którzy oczyścili drogę z pułapek. Byli oni lekko zaniepokojeni bo znaleźli oni roztrzaskany karabin snajperski, który wcześniej spadł, jednak widząc bezpieczną drużynę uspokoili się. Łączności nadal nie było więc, strzelec nie mógł przekazać raportu do dowództwa. Musiał więc pośpiesznie wrócić. Razem z resztą drużyny uzupełnił zapas amunicji i szykował się do wymarszu.
Nagle od strony gdzie mieściła się kwatera terrorystów usłyszał dziwne dźwięki. Jego przewidywani sprawdziły się. W ich stronę nadciągała sfora zwierząt. Nie czekając ani chwili rozpoczął ostrzał. Reszta żołnierzy widząc co się dzieje poszła w jego ślady. W porównaniu do snajpera reszta żołnierzy miała trudności w trafieniu szybko biegnących zwierząt. Nie minęła chwila i kilku żołnierzy zostało zagryzionych przez zwierzęta. Posiadały one przewagę liczebną więc żołnierze nie mieli innego wyboru tylko się wycofać. Na domiar złego z nieba zaczęły ich atakować stada ptaków. Kilku żołnierzy uciekając przerażeni stawali się łatwym celem dla drapieżników. Strzelec miał najwyższą rangę wśród okolicznych żołnierzy, więc zaczął się pierwszy wycofywać, a reszta go osłaniała. Strzelał on ze stuprocentową celnością w nadlatujące ptaki powoli się cofając. Amunicja jednak szybko znikała. Kilku żołnierzom skończyła się co skutkowało ich śmiercią. Nie doszli nawet do starej szkoły, a już została z nich tylko garstka. Przy szkole stacjonował jednak pluton żołnierzy. Nagle ze strony kwatery terrorystów ktoś wystrzelił racę. Zwierzęta, które do tej pory nacierały, zaczęły się wycofywać, zabierając ze sobą szczątki innych zwierząt. Kilku przerażonych żołnierzy strzelało jeszcze w ich kierunku.
Walka skończyła się. Z drużyny strzelca przeżyli jedynie kobieta i ranny żołnierz. W wielu miejscach walały się krwawe szczątki poległych żołnierzy. Na snajperze nie robiło to jednak żadnego wrażenia. Z pewnym stopniu podobnymi zdarzeniami miał już do czynienia wielokrotnie. Nie tracąc zimnej krwi skierował się w stronę miejsca gdzie stacjonowało dowództwo. W sztabie zastał tylko dwóch dowódców i jedną osobę w cywilnym ubraniu. Był to wysoki trzydziestoparoletni mężczyzna w okularach i kapeluszu. Ubrany był w długi brązowy płaszcz pod kolor kapelusza. Strzelec był lekko zaskoczony widząc cywila w takim miejscu. Jako żołnierz wiedział jednak, że nie należy zadawać zbędnych pytań.
- Specjalny oficer John Bullet przyszedł złożyć raport – wykrzyknął bez chwili wahania.
- Siadaj – powiedział jeden z dowódców pokazując mu krzesło. – Niech pan nie przejmuje się dodatkową osobą i mówi co się stało.
    Strzelec spokojnie usiadł i zaczął opowiadać co się stało. Kiedy doszedł do momentu pojawienia się zwierząt, dowódcy spojrzeli na niego ze zdziwieniem. Mężczyzna natomiast, złapał się za brodę i lekko potakiwał. Patrząc na niego, strzelec uznał, że musi on coś o tym wiedzieć. Na wieść o pokazaniu się tajemniczego stworzenia, dowódcy zaczęli krzyczeć, a mężczyzna uśmiechając się złapał strzelca za ramię.
- Mógłbyś mi później powiedzieć więcej o tym mężczyźnie – powiedział spokojnym głosem.
- Jeśli dowództwo nie ma nic przeciwko… - odpowiedział strzelec. – Tak przy okazji, kim pan jest?
- Ludzie mówią na mnie Astronom. Jestem przywódcą międzynarodowej organizacji zwanej Obserwatorium.
-Obserwatorium? –zdziwił się strzelec.
- Tak. Obserwatorium… – chwile zamyślił się mężczyzna. – Jest to organizacją, która zajmuje się … nietypowymi sprawami.
- Nietypowymi sprawami? Ciągle pan coś ukrywa. Wie pan coś o tym stworzeniu.
- Skąd u ciebie taki wniosek?
- Nazwał pan tego stwora mężczyzną.
- Widzę, że jesteś uważnym słuchaczem – odpowiedział powoli. – Mam pewne informacje na temat tego stworzenia i … Jeśli pozwolisz, opowiem ci to, kiedy się spotkamy następnym razem. Chciałbym byś do nas dołączył, jeśli nie masz nic przeciwko.
    W tym momencie mężczyzna wyjął z kieszeni wizytówkę i wręczył ją strzelcowi. Nie mówiąc już nic więcej wyszedł. John Bullet nie wiedział co o tym osobniku myśleć. W głowie kręciły mu się najróżniejsze myśli. Po chwili zdał sobie sprawę, że mężczyzna nie ustalił z nim nawet terminu spotkania. Pośpieszni wybiegł za nim. Zauważył go przy wsiadającego do jednego ze śmigłowców. Ruszył w jego kierunku, lecz  rana z poprzedniego dnia zaczęła mu dokuczać i za nim doszedł na miejsce, helikopter wystartował. Zrozumiał że nie ma już wyboru i musi się z nim umówić bezpośrednio w jego agencji.
--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
    Trzy dni minęły zanim John Bullet wrócił do swojego mieszkania na przedmieściach Waszyngtonu. Siedział spokojnie na łóżku w swojej, zabałaganionej do granic możliwości, sypialni wpatrując się w wizytówkę, którą otrzymał od Astronoma. Na przedzie wygrawerowane były słowa: Obserwatorium, szef: Astronom. Na odwrocie był adres i sposób dostania się do ich biura. Wejście do ich siedziby znajdowało się w przydrożnej knajpce około pół godziny drogi od miejsca w którym się znajdował. Trzeba tylko pokazać wizytówkę jednej z osób tam pracujących.
    Nie chcąc tracić więcej czasu wstał, rozsunął kotary i spojrzał za okno. Był letni sierpniowy poranek, a na niebie nie było ani jednej chmurki. Strzelec założył skurzaną kurtkę i wziął kask leżący pod biurkiem . Zszedł na dół, minął grupkę bawiących się dzieci i poszedł do garaży. Wewnątrz stały trzy motocykle. Wyprowadził swojego harleya, zamknął garaż i uśmiechnął się. Na motorze czuł się swobodnie jak jeździec w siodle. Motocykle to jedna z jego niewielu pasji. Czując wiatr pojechał spotkać się z Astronomem. Czasami w trakcie swoich wypadów motocyklowych mijał ów bar, lecz nigdy do niego nie zaglądał. Zatrzymywał się jednak po drodze do niego. Kilka minut drogi przed nim stała strzelnica prowadzona przez jednego z jego znajomych. Ustawiał on zawsze, specjalnie dla niego, tarcze niedaleko drogi tak, aby mógł on strzelić jeżdżąc na motorze. Za każdym razem oddalał ją o kilka metrów.
    Nie mógł on sobie wyobrazić, że w sąsiedztwie od tego miejsca znajduje się ukryty budynek.  Gdyby rzeczywiście mieściła się tam ich siedziba to właściciel strzelnicy musiałby coś wiedzieć albo z nimi współpracować. Strzelec więc zdecydował, że najpierw pojedzie do owej strzelnicy i wybada sytuacje. Na miejscu, nie tracąc czasu, poszedł spotkać się z właścicielem. Był to starszy emigrant z Niemiec. Nazywał się Albert i miał około sześćdziesięciu lat. Jego ulubionym zajęciem były polowania. W czasach młodości jeździł po świecie i kolekcjonował różne trofea. Na jednej z jego wypraw spotkał dziesięcioletniego John’a Bullet’a. Od niego zaraził się pasją do broni palnej.
- Coś konkretnego cię tu sprowadza czy może po prostu wpadłeś odwiedzić starego przyjaciela? – spytał Albert.
- Właściwie chciałbym cię o coś zapytać. Czy w okolicy nie dzieje się coś dziwnego?
- Co masz na myśli?
-Czy w okolicy nie kręcą się jacyś dziwni ludzie lub słychać dziwne odgłosy? Na przykład w pobliży tej knajpy dla podróżnych.
- Jak teraz o tym wspominasz to rzeczywiście ta knajpa jest trochę dziwna. Widziałem paru ludzi wchodzących nad ranem, a wychodzących dopiero późnym wieczorem. Jednak poza tym nic dziwnego się nie działo.
- Rozumiem. To wszystko co chciałem wiedzieć – i wyszedł, nie zwracając uwagi na minę swojego starego przyjaciela.
    Będąc lekko pewniejszym siebie, skierował się w stronę knajpy. W środku nie zauważył nic podejrzanego. Oprócz dwóch motocyklistów i pyzatej kobiety zza lady, nie było widać nikogo. Strzelec usiadł na wysokim krześle przed ladą.
- Co podać? – spytała kobieta.
- Ktoś dał mi wizytówkę – i wręczył ją kobiecie.
- Proszę na zaplecze – powiedziała po dokładnym zbadaniu wizytówki.
    Strzelec bez namysłu poszedł za kobietą. Chwilę go prowadziła aż doszli do wielkich metalowych drzwi, które przypominały drzwi do chłodni. Jedną rzeczą jednak się różniły. Obok drzwi stał czytnik kart. Kobieta bez słowa wskazała go i odeszła. Strzelec zrozumiał co musi zrobić. Wziął wizytówkę i wsunął do czytnika. On złapał i całkowicie ją wciągnął. Minutę później zwolna otworzyły się drzwi ukazując podstarzałego staruszka który siedział obok tablicy z guzikami. Tym pomieszczeniem musiała być winda. Po chwili wahania strzelec wszedł do środka. Mężczyzna wcisnął jeden z guzików i winda zamknęła się i ruszyła. Jechali w dół jakieś pół minuty, ale strzelcowi wydawało się to jak wieczność. Kiedy drzwi windy ponownie się otworzyły przed strzelcem ukazał się niesamowity widok, który sprawiał, że oczy wychodziły mu z orbit. Wszedł on do ogromnej okrągłej sali wejściowej. Na wysokości około czterech metrów wszędzie wisiały pochylone ekrany monitorów, a sufit wyglądał jak rozgwieżdżone nocą niebo. Z pomieszczenia wychodziło, razem z drzwiami do windy, dwanaście drzwi. Nad każdym z nich znajdowała się złota sylwetka jednego ze znaków zodiaku walczącego z zabarwionymi na czarno potworami które mieściły się na ścianie obok. W centrum pomieszczenia siedziała młoda kobieta otoczona, nie wiadomo dlaczego,  biurkiem w kształcie sześcioramiennej gwiazdy. Widząc nowo przybyłą osobę pomachała do niej wskazując jej by podeszła.
- Najwyraźniej jest pan tu pierwszy raz – powiedziała lekko ponętnym głosem.
- Tak – odpowiedział zastanawiając się czy usiąść na ramieniu gwiazdy.
- Może pan usiąść – powiedziała przewidując jego myśli.
- Jednak postoje.
- Jak pan woli. Może jednak przejdziemy do rzeczy. Mam na imię Jane, a mój kryptonim to gwiazda polarna. Mógłby pan mi powiedzieć co pana sprowadza?
- Chodzi o to… -zaczął niepewnie. –Trzy dni temu spotkałem mężczyznę ,który zwał siebie astronomem. Dał mi wizytówkę i powiedział bym przyszedł.
- Aaa... Pan to zapewne strzelec. Proszę poczekać chwilę.
    Kobieta nacisnęła przycisk na panelu przed sobą. Nagle wokół niej wzniosła się dźwiękoszczelna szyba. Po chwili podniosła słuchawkę i chwilę rozmawiała. Kiedy skończyła nacisnęła drugi przycisk i szyba opadła. Potem chwilę siedziała przy komputerze nic nie mówiąc tylko wciskając klawisze. Strzelec zniecierpliwiony rozglądał się po pomieszczeniu. Usłyszał głośny hałas. Obrócił się w stronę windy i zobaczył unoszącą się zapadnie w podłodze, a pod nią schody prowadzące na dół.
-Pan astronom czeka na pana – usłyszał głos za sobą.
    Wszedł na klatkę schodową i zaczął schodzić spiralnymi schodami w dół. Musiał uważać bo wszędzie było ciemno jak w lochu. Po minucie ujrzał przed sobą zdobione drewniane drzwi. Otworzył je i wszedł do niewielkiego gabinetu. Wokół całego pomieszczenia mieściły się regały z mnóstwem książek. Na środku stało biurko z komputerem i para krzeseł ustawionych po obu stronach biurka. Na jednym z nich siedział mężczyzna spotkany wcześniej w Afryce.
- Witaj i siadaj – powiedział wstając i pokazując mu krzesło na którym strzelec po chwili usiadł. – Zapewne masz mnóstwo pytań. Najpierw jednak chciałbym, jak przy naszej ostatniej rozmowie, zaprosić cię byś dołączył do naszej organizacji.
- Ale ja nawet nie wiem czym zajmuję się ta organizacja.
- Zanim ci powiem chciałbym żebyś wysłuchał uważnie pewnej nietypowej historii. Może ci się wydawać jakąś dziwną bajką , ale proszę cię nie przerywaj mi.
- Dobrze.
- Bardzo dawno temu – zaczął składając ręce. -Jeszcze przed starożytnością na ziemię spadł ogromny meteoryt. Otworzył się on na pół i wyszła z niego grupka nieznanych tajemniczych stworzeń, które zaczęły atakować wszystko co napotkały po drodze. W ciągu kilku miesięcy dokonali ogromnych zniszczeń. W obronie ziemi stanęła niewielka grupka nietypowych ludzi. Wśród nich najbardziej wyróżniała się dwunastka osób. Wszyscy posiadali różne niezwykłe umiejętności, a najlepiej sobie z nimi radziła owa dwunastka, która była nauczycielami dla pozostałych. Po długich i ciężkich walkach udało się pokonać zagrożenie jednak w ostatniej walce cała dwunastka odniosła śmiertelne rany. Zanim jednak umarli jeden z nich przepowiedział, że zagrożenie powróci. Zanim nadejdzie na ziemie zstąpią następcy tejże dwunastki i przebudzą swoje umiejętności. Kiedy nadejdzie czas zbiorą się oni ponownie kierowani przeznaczeniem by dokończyć to co oni zaczęli.
- A co ta bajka ma do rzeczy z tą organizacją?
- Historię te można znaleźć w dwunastu, o ile nam wiadomo, starożytnych ruinach na całym świecie. Trudniej chyba o lepszy dowód jej prawdziwości.
- To przecież tylko bajka – odpowiedział z niedowierzaniem strzelec.
- To nie jest bajka. To prawdziwa historia, a dwunastu wojowników istnieje i ty jesteś tego żywym dowodem. Każdy z tych osób władał umiejętnościami mające swoje pochodzenie w dwunastu znakach zodiaku. Ich uczniowie także mieli nietypowe umiejętności a za ich pochodzeniem stoją inne konstelacje, a czasami i pojedyncze gwiazdy.
- A co…
- Co z organizacją? – westchnął na chwilę. - Obserwatorium zostało założone bardzo dawno temu. Nie znamy jednak dokładnych szczegółów. Mamy zapiski o jego istnieniu już w starożytności. Jak w tamtych czasach jak i teraz, Obserwatorium jest organizacją międzynarodową zajmującą się głównie sprawami ludzi o specjalnych zdolnościach. Staraliśmy się nie mieszać w żadne wojny i organizacja zazwyczaj pozostawała neutralna. Chyba, że w grę wchodziły osoby ze zdolnościami.
- A więc…
- A więc dołączasz – wtrącił astronom. – Bardzo się cieszę.
- Nie o to mi chodzi! – krzyknął zdenerwowany strzelec. – Nie powiedział pan nadal czym się ta organizacja zajmuję. Po za tym strasznie jest pan gadatliwy.
- Przepraszam – odpowiedział łapiąc się za głowę i lekko ją pochylając. – Jak się nakręcę to mogę gadać bez końca. Wszyscy mi to mówią…
- Mógłby pan wreszcie przejść do sedna – wtrącił strzelec.
- No dobrze już. A więc… - tu chwilę odchrząknął. – Jak już mówiłem Obserwatorium zajmuję się głównie sprawami osób ze specjalnymi zdolnościami. Nazywamy ich tu wojownikami gwiazd i konstelacji. Część z nich monitorujemy, część u nas pracuje, a jeszcze innych jeśli nadużywają zdolności łapiemy i zamykamy. Oczywiście naszym głównym celem jest zebranie dwunastki zodiaków. Kiedy do nas dołączysz to będziemy mieli trójkę.
- Mówiłeś, że zajmujecie się głównie sprawami tamtych osób. Więc co oprócz tego robicie?
- Zdarza się, że ktoś prosi nas o pomoc w różnych sprawach nie związanych bezpośrednio z naszą działalnością. Wtedy po dokładnym zbadaniu sprawy decydujemy się czy im pomóc i za ile. Musimy przecież skądś brać fundusze. Czasami też potrzebujemy coś zatuszować, więc różne kontakty też nam się przydadzą. Czy to wszystkie pytania, czy masz też inne?
- To chyba wszystko.
- Skoro tak to chyba do nas dołączysz. Co nie?
    Strzelec chwilę się namyślał. Do teraz czuł, że w jego życiu czegoś brakuje. Przypomniał sobie kilka zdarzeń z przeszłości. To jak ojciec policjant w wieku dziesięciu lat zabrał go na strzelnice i on za pierwszym razem trafił w dziesiątkę. Jak w wieku trzynastu lat za pomocą procy złapał złodzieja torebek. Jak w czasie szkolenia wojskowego bez trudu bił wszystkich, łącznie z instruktorami, na głowę. Na koniec przypomniał sobie moment w którym po raz pierwszy użył swoich specjalnych umiejętności. Zawsze po tych zdarzeniach czuł lekki niedosyt. Za każdym razem stawiał poprzeczkę nieznacznie wyżej, aż w końcu doszedł do miejsca w którym jest teraz. Nagle poczuł jakby wszystkie te zdarzenia miały go przybliżyć do tej decyzji. Westchnął głęboko i odpowiedział.
- Ok. Dołączę do was.

Offline

 

Stopka forum

RSS
Powered by PunBB
© Copyright 2002–2008 PunBB
Polityka cookies - Wersja Lo-Fi


Darmowe Forum | Ciekawe Fora | Darmowe Fora
Lodging Siegen