Forum literackie pisarzy początkujących!

Forum zostało stworzone z myślą dla pisarzy początkujących!

Ogłoszenie

Nabór do grona moderatorów (max 5)

#1 2013-01-12 08:44:16

Alisoonka

Nowicjusz

Zarejestrowany: 2013-01-12
Posty: 1
Punktów :   

''Szkoła miłości'' rozdział I

Ciudad de Mexico,8 maja 2012

Ten dzień nie różnił się od innych dni.Łudząco podobny do tych wszystkich innych poranków.
Na tarasie bogato wyglądającej willi zbudowanej tuż za miastem,stała młoda,niewysoka kobieta,ubrana cała na czarno, wpatrując się w budzące miasto,jak z minuty na minutę zostaje bardziej rozświetlone przez wschodzące słońce.Z pozoru piękny dzień dla innych jest najgorszym dniem w życiu...
Co jakiś czas na twarzy stojącej postaci pojawiały się łzy - a ona - nie mając siły pozwalała im spłynąć po umalowanych policzkach.Uniosła głowę w stronę nieba, zamykając oczy i zaciskając spękane wargi. Jej niebywale wychudzone palce jeszcze mocniej objęły żelazną barierkę tarasu,jakby tylko ten jeden przedmiot dzielił jej życie od śmierci. Tylko ciepły,delikatny wiatr poruszał jej falistymi,kruczoczarnymi włosami.
Nawet pobieżny obserwator zauważył by,że ona stara się z trudem powstrzymać łzy.Jej serce przeszywał nieustający ból,począwszy od minionego poranka cztery dni wcześniej.
Każdej nocy od tamtego dnia pragnęła po prostu zamknąć oczy i tak zwyczajnie już nigdy ich nie otworzyć.
Człowiek może przeżyć dosłownie wszystko.Może być bity,poniżany,wyśmiewany,ale pod warunkiem,że się nie załamie,ale ta kobieta nie mogła dalej żyć z tym ciężarem ukrytym w sercu.Mogła tańczyć,śpiewać,uśmiechać się,lecz nie mogła o tym zapomnieć.Ból przeszywał całe jej ciało,a nikt nie mógł spróbować zrozumieć tego, co czuje.
Z pogrążonego w mroku,wystawnego salonu powoli wyłaniała się postać mężczyzny w okularach,na głowie którego mimo młodego wieku z lekka pojawiały się siwe włosy.
-Robert,już wstałeś...?Nie słyszałam,jak...-rzuciła szybko kobieta ocierając swobodnie spływające łzy.
-Alicia...-rzekł czułym głosem mąż stojącej Meksykanki,powoli obejmując ją w pasie i kładąc głowę na jej ramieniu - Nie mieliśmy wpływu na to,co się stało.Musimy się z tym pogodzić - dokończył ciszej.
-Pogodzić?! - powiedziała sprzeciwiając się - Nigdy się z tym nie pogodzę.Nie wiem,co skłoniło ją do tego - dodała nieśmiele chcąc ukryć drżący głos - nie rozumiem tego,ale to była decyzja Alison i muszę to zaakceptować.To takie...Ogromnie trudne...
Robert nic nie powiedział,tylko mocno przytulił swoją ukochaną.Nie potrafił nic mówić,kiedy ktoś otwarcie mówił mu o swoich uczuciach.Mógł tylko słuchać...
Wszystkie tragedie przeżywał inaczej,ale tym razem jego jedyna córka popełniła samobójstwo,a on nawet nie potrafił zmusić się do płaczu.Ciągle żył w przekonaniu,że Alison tylko gdzieś wyszła i zaraz wróci.Stanie przed nimi ze swoim promiennym uśmiechem,oznajmiając śmiertelnie poważny żart.
Mijały cztery długie dni,lecz nic takiego nie miało miejsca.On mimo wszystko nieustannie w to wierzył,oszukując się oraz patrząc na cierpienie żony.Ciągle powtarzał sobie,że nie ma serca i ta tragedia,która miała miejsce wydarzyła się przez niego.
Nic nie pomagało...
Był tuż za ścianą,kiedy jego córka wzięła tabletki nasenne i zasnęła na wieki.Tamtego wieczoru Alison tryskał szczęściem,ale wszyscy przyszli samobójcy nie odczuwają lęku przed końcem ich bólu.Następuje długo wyczekiwana poprawa samopoczucia.Ktoś taki całym ciałem kłamie żeby inni uznali koniec choroby.Samotność zabija,kiedy nie masz nikogo,kto pokaże Ci inny świat.
-Musimy już iść - oznajmił Robert z niebywałym angielskim akcentem,wyrywając z zamyślenia Alicię,która poprawiła swoje faliste włosy,po czym zniknęła w mrokach mieszkania.


Jak zawsze w maju cmentarze toną w kwiatach.Setki kolorowych roślin pokrywa mogiły zmarłych,umilając im podróż do spieczonej meksykańskim słońcem ziemi.
Kaplica cmentarna była niemal pełna. Alicia i Robert przemierzali ją,czując jak oczy zgromadzonych wbijają się w ich postacie.
Przed ołtarzem stała otwarta trumna,a leżąca w niej postać przypominała małą śpiącą królewnę.
Alicia podeszła wolnym krokiem,by ostatni raz pożegnać się z córką.Zaciskając wargi,pochyliła się nad Alison,aby poprawić jej włosy oraz jeszcze dokładniej ułożyć fale na jej białej sukience.Pocałowała ją w czoło i wyszeptała:
-Śpij dobrze kochanie.Nigdy o Tobie nie zapomnę,nigdy...- dokończyła z żalem,czując jak łzy pieszczą jej policzki.Nabrała powietrza,jakby to był jej ostatni wdech,odbierający sercu tchnienie życia.
Robert ograniczył się do czułego,ojcowskiego pocałunku pełnego szczerej miłości. Następnie pokornie usiadł obok żony. Alicia zdawała się być nieobecna,jakby cała ta sytuacja w ogóle jej nie dotyczyła.Każdy tu zgromadzony zastanawiał się,dlaczego ta mająca wszystko czternastolatka tak nagle postanowiła odebrać sobie życie.
Matka zmarłej przeczuwała,że to właśnie ją wszyscy będą obwiniać o tą nikomu nie potrzebną śmierć i nikt nie będzie pamiętam o tym,co robił Robert. Tą chorą sytuacją najbardziej ranili Alison,która nie dając sobie z tym rady posunęła się do tak desperackiego kroku.
Kobieta miała ochotę wstać z miejsca i wykrzyczeć swojemu mężowi,że to właśnie przez niego ta sytuacja nabrała tragicznego zakończenia.
Siedziała obok niego płacząc i czuła jak jej duszę przeszywa miecz zemsty spleciony z nienawiścią.Nigdy nie wybaczy mu tych wszystkich nocy przepłakanych w nadziei,że zaraz wróci,że wszystko jest już skończone.
Ale on nie wracał...
Pojawiał się drugiego dnia rano wyrzywając nie na niej,a ona za wszelką cenę chciała obronić przed tym Alison.
Nie zdołała...
Zawsze przebaczała mężowi,który wracał obiecując zmianę,płacząc suchymi łzami mówiąc o tym.
Przebaczała,bo trzeba.Bo dwanaście lat temu ślubowała mu wierność,bo mięli córkę.Bo ona jest Meksykanką,a on Anglikiem i tak powinno być.
Kochała go,chociaż on nie miał zahamowań,by ją zranić.
Taką miłość otrzymujesz z politowania i nie masz prawa niczego od niej żądać.Oddajesz mu swoje powietrze,a ukochany tak po prostu zabiera je pozostawiając samo cierpienie.
Nie chciała pamiętać tego pogrzebu,jednak w jej podświadomości został tylko dźwięk zamykającej się trumny.
Czterech smukłych Latynosów zaczęło wynosić z kolonialnego kościoła martwe ciało Alison.Matka zmarłej wychodząc jeszcze mocniej objęła łodygi bukietu czerwonych róż.W tej właśnie chwili Robert chwycił jej rękę,jakby dopiero teraz zrozumiał,co tak naprawdę miało miejsce.Nigdy nie miał tak dużej odwagi,żeby przy wszystkich wyznać miłość swojej żonie.Bał się opinii swoich znajomych,dociekliwych komentarzy i wścibskich spojrzeń.Wolał nie okazywać swojego uczucia,bo tak było wygodniej.
Znaleźli się na dużym pogorzelisku ciał.Każda mogiła usypana była z ziemi i każda z nich odpowiednio przystrojona kwiatami.Z rozległego pola wyróżniały się tylko krzyże wykonane z drewna,marmuru,kolorowe z takimi samymi tabliczkami,które opowiadały inną historię.
Upał wyjątkowo dzisiaj doskwierał,a w pobliżu nie było żadnego drzewa.
Szybko dotarli do świeżo wykopanej mogiły na początku cmentarza.Alicia z wolnym krokiem i ciężkim sercem podeszła do trumny,chcąc złożyć na niej kwiaty.Dotknęła jej brzegów,chcąc zapamiętać jej każdy kształt.
Czuła jak traci siły,że to wszystko nie będzie mieć już żadnego sensu.Dokładnie śledziła każdą grudkę ziemi spadającą na ciemną trumnę.
Siostra zakonna przytuliła rozgoryczoną kobietę.To pozmarszczana na twarzy osoba od wielu lat powierzona Bogu - siostra Giovanna - była dla Alicii jak matka .Mimo,że jej podopieczna z domu dziecka już dawno wydoroślała,ona traktowała ją jak własną córkę.Również Eva - oddana przyjaciółka Alicii,narzeczona Adama,starała się pomóc swoją obecnością.
Mimo,że ta smutna ceremonia dobiegła końca,nic nie wydawało się kończyć.
Zgromadzenie ludzi powoli opuszczało cmentarz,a Alicia nie mogła oderwać oczu od grobu córki.Dla niej czas właśnie się zatrzymał...
-Chodźmy już - zaproponował Robert,prowadząc żonę do samochodu,która przez całą drogę powrotną zastanawiała się,co dalej będzie z jej życiem.Dla niej wszystko straciło znaczenie.Nie była niczego pewna...Zwłaszcza uczuć do Roberta.Wcześniej ta bezgraniczna miłość stanowiła dla niej całe życie,podtrzymywała jej istnienie.
Chciała go kochać,ale nie mogła...
Równocześnie nie mogła zapomnieć o tym,jak bardzo ją zranił.
Od śmierci Alison wszystko między nimi uległo zmianie.Byli dla siebie jak para nierozłącznych przyjaciół,a nie małżeństwo.Teraz jest dla niej wyjątkowo zimny,zdystansowany.
Cierpienie zamyka serce odcinając dopływ uczuć,powodując obumarcie ludzkich uczuć.
I tylko została jego twarz pieszczona światłem ulicznych latarni,wyniosłe oczy pełne mądrości i usta,które kiedyś całowała...

Offline

 

#2 2013-08-16 14:22:20

Abbadon512

Piszący opowiadania

Zarejestrowany: 2013-08-10
Posty: 23
Punktów :   

Re: ''Szkoła miłości'' rozdział I

Bardzo dobre, ale i smutne opowiadanie.
"Cierpienie zamyka serce odcinając dopływ uczuć,powodując obumarcie ludzkich uczuć." to głupi brzmi, moim zdaniem lepiej by było: Cierpienie zamyka serce odcinając dopływ uczuć,powodując ich obumarcie. Czy coś w tym stylu, to powtórzenie zepsuło trochę końcówkę.

Offline

 

Stopka forum

RSS
Powered by PunBB
© Copyright 2002–2008 PunBB
Polityka cookies - Wersja Lo-Fi


Darmowe Forum | Ciekawe Fora | Darmowe Fora
adrony.net.pl